Droga Krzyżowa

Jezus z szat obnażony  – Stacja X

Znieważająca godność ludzką praktyka. I ból. Szata w wielu miejscach wrośnięta w ciało, poprzyklejana zaschłą krwią. Przylegająca do ran. Żołnierze to wszystko zrywają. Delikatnie, aby tkaniny nie uszkodzić. Brutalnie wobec skazańca. Krew zbawienia wsiąka z ziemię. Cenny skarb lekceważony.

Świadkami są gapiowie. Kobiety, dzieci. Matka. Uczeń. Matka zapewne niewiele widzi przez łzy. Uczeń zamyka oczy, aby nie obrazić Nauczyciela swoim wzrokiem. Trudno patrzyć na poranione ciało ukochanego. Jednak, niektórym, sprawia to przyjemność. Przyjemność z poniżenia, bezsilności, widoku śladów tortur. Wydaje się nam, ludziom cywilizowanym XXI wieku czymś niemożliwym i obrzydliwym. Ale czy nie zachowujemy się tak samo?

Obnażanie z szat jest nie tylko zabieraniem godności, jest też czynieniem bezbronnym. Symbolicznym ukazanie, że nic już nie można.

A Jezus mógł. Mógł w każdym momencie korzystając ze swojej boskiej natury uciec, zniknąć, powalić wrogów. Mógł pogromić wszystkich prześladowców i wrócić do Jerozolimy na czele rozentuzjazmowanego tłumu, który chwilę wcześniej Nim gardził. Ale On wypełnił wolę Ojca do końca.

Jak często my sami stoimy obok Jezusa ukrytego w bezdomny, pijaku czy ćpunie. Odartego z szat, nie przez żołnierzy rzymskich, ale przez własne słabości. Odartego z godności przez alkohol, dragi, zachowanie. Wzbudza, widok taki, w nas obrazę. Spostrzegamy wyłącznie zło. Nie widzimy człowieka, ale zło, które sobą reprezentuje. A zło nie powinno przesłaniać człowieka. W każdym takim ludzkim łachmanie jest coś, co pochodzi od samego Boga. Skarb, który trzeba dostrzec. I docenić.

Czy świadkowie kaźni Chrystusa dostrzegali dobro? Nie wiem, w jaki stopniu rozumieli wypełnianą przez Jezusa rolę. Ale, z pewnością, oczyma miłości widzieli w Nim Nauczyciela. Widzieli Doskonałość. Nie skupiali się na nagości, ale na tym, co najcenniejsze. Na tym, kimon dla nich był. Kim dla nas jest, tego przed zmartwychwstanie, jeszcze wiedzieć nie mogli. Choć znali Go lepiej niż my. Choć On był w ich życiu. A my? Czy w naszym życiu jest Jezus? To znaczy: Czy jest, czy też tylko bywa.

Zastanawiam się, jakiego Jezusa widzę w Eucharystii. Odartego z szat czy tryumfującego? I czy tak naprawdę widzę Go. Teraz, z okazji koronawirusa, mowa o komunii duchowej. Komunii, czy li połączeniu. Jak to zrobić, aby rzeczywiście przyjąć Jezusa w postaci duchowej? Co zrobić, aby mieć pewność, że to się stało. Mam wrażenie, że będąc w kościele na mszy nie zastanawiamy się nad tym. Przyjęliśmy do wiadomości, że Jezus jest obecny w Hostii. Od początku wydawało się to nam czymś zbyt trudnym aby rozumem objąć. Więc odpuściliśmy. Przyjęliśmy do wiadomości. I już. Spokój. Czy nie znieważamy Go widząc opłatek zamiast Hostii? Tak jak niewierzący. Jak ateiści? Czy nie jest to czymś w rodzaju obnażenia. Właściwie antyobnażenia. Bo zostawiamy same szaty. Widzimy tylko to, co na zewnątrz. A samo sedno jest ukryte. Jezus jest niewidoczny w tym kawałku Chleba. Patrząc tak obnażamy Hostię z Jezusa. A On tam jest. Nie tylko tam.

Obnażenie Jezusa skłania do myśli o tym, jak obnażamy się sami. Jeśli przed Nim w pokorze i miłości, to doskonale. Wtedy możemy dostrzec lepiej swoje słabości i wzmacniać swoją walkę. Obnażamy się przed ludźmi prosząc o pomoc. Oferując przyjaźń. Aby zdobyć popularność. W tym obnażaniu coraz częściej daje się zauważać obrażanie Boga i ludzi. Dobrowolnie obnażamy się psychicznie i fizycznie. Zamiast walczyć ze złem pokazujemy je całemu światu. I wmawiamy, że jest to dobre. Celebrytki, w jakimś szalonym pędzie ku zagładzie, ukazują swoją nagość. Nagość intelektualną za pośrednictwem nagości fizycznej. Clebryci przechwalają się swoimi upadkami. Pijaństwem, rozpustą, narkotykami. Dziś wyczytałem w internetach o jakimś wspaniałym programie telewizyjnym, w którym na jakiejś wyspie młodzi ludzi prześcigają się w wyuzdaniu. Seks, przyjemność, hedonizm. Całkiem bez Boga. Bez wyższych wartości. Fizycznie piękni i młodzi. W środku zgnilizna. Jakiż to kontrast w stosunku do naszego Pana. Obnażonego i ciepiącego. A jakże pięknego. Pięknego wewnętrznie. Pięknego ofiarnością. Poświęceniem. Pięknego miłością.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.