
Ślimak. Winniczek.
Dlaczego winniczek. Dlatego, że pełen win niczek.
Jeszcze rok temu ślimak buszował sobie po całym poletku. Niemal całym. Wpełzał tam, gdzie nie był proszony. Panoszył się (choć tylko czasem) nawet o zapudelkowanym terenie. Także tam, gdzie soczyste listki. I właśnie tam to się stało. To było to coś. Dotknięcie listka wywołało nagłą błyskawicę i przerażający grzmot. (A poza ślimakiem nikt tego nie widział, ani nie słyszał, no może poza samym gromowładnym Zeusem – no ale to mitologia, więc między bajki włóżmy). Ślimak się wystraszył. Uznał, że musi na chwilę (a ślimaki, jak wiadomo są dość powolne, więc chwila usiała trochę potrwać) schować się do nory (tj. swojej skorupy) i przeczekać. Aż przejdzie. Albo jego strach, albo niepewna pogoda. Potem ostrożnie wystawił dziób ze skorupy, jednak nie odważył się wyjść. Strach okazał się silniejszy. Minęło 150 długich dni, w trakcie których czasami zerkał na poletko. Zobaczył coś, a nawet dwa cosie. Zestawił te cosie z dawnym cosiem i co się okazało? Wszyscy widzieli, ktoś zauważył, że pojawiające się cosie, choć identyczne, nie zawsze wywojują reakcje pogodowe. I okazało się, że tak ma być. Przegłosowane, zaklepane i jest wspaniale. Zabolało to ślimaka na tyle, że znów schował się do swojej nory.
Niezadeptany kącik
Jednak ciekawość świata, czyli poletka go gnała. Po tygodniu wystawił rogi i zobaczył niezadeptany kącik. A do którego ktoś, dość regularnie, dosypuje ziarna. Wtedy ślimak zdobył się na wielką odwagę. Sprężył się w sobie i skoczy na dobrze sobie znane poletko. Z nadzieją, że tam nie zostanie zdeptany. Najpierw ostrożnie wszedł z siebie. Na chwilkę. Potem znów na chwilkę. Aż poczuł się na tyle spokojnie, że odważył się dość regularnie wypełzać na ten malutki, zacieniony zagonik. Cały czas boleśnie czuł ograniczenie. Jednak strach był silniejszy. Tęsknota i strach.
W pewnym momencie zaczął robić błyskawiczne wypady do różnych ogródków na poletku. Tak, aby pozostawać niezauważonym dla ogrodnika (ślimaki doskonale wiedzą, że są szkodnikami).
Przedwiosenne refleksje
Aż minął rok. Ważna rocznica. Przygotował sobie torcik z jedną świeczką. Zapalił ją (w samotności) i zdmuchując pomyślał życzenie. Życzenie związane było z dawną propozycją wydzielonej grządki, na której nie są rozstawiane pułapki na ślimaki (ślimaku lubią piwo i z łakomstwa w nie wpadają), nie są rozsypywane trociny, popiół, piasek czy potłuczone skorupki od jaj. Życzył sobie odwagi, aby skorzystać z tej grządki. No i stało się. Ostrożnie wypełzł ze skorupki. Rozgląda się na boki. Nasłuchuje. Cały sprężony, aby w razie zwiastunów burzy, uciec natychmiast. Najgłupsze w tym to, że ślimak ma świadomość, że ta burza jest tylko w szklance wody. Ale ślimak jest malutki. A wielkość szklanki go przeraża. Wydaje mu się, że ta burza jak biblijny potop zatopi jego świat. I tylko skorupka może go obronić. Przed burzą. Ale nie przed zdeptaniem. A jak wiadomo rozdeptany ślimak traci totalnie chęć na pełzanie, wystawianie rogów, czy wędrowanie po ogródku. Ślimak się tego panicznie boi. Stale ma świadomość, że grozi mu oręż wiszący na końskim włosku (to taki żarcik syrakuzańskiego Dionizjusza, który zgotował jednemu ze swoich dworzan; nota bene, bardziej znanemu niż on sam). Życie ze świadomością wiszącego ostrza jest trudne. I wcale nie jest tak, że najtrudniejsze jest pierwsze 50 czy 70 lat, a potem jakoś leci. Niestety, z czasem strach się pogłębia. To akurat oczywiste. Bo ile może wytrzymać koński włos? Jak długo utrzyma ciężar? To co się może stać, zapewne się stanie. Nie należy zastanawiać się czy? Tylko kiedy?
Akt szaleńczej odwagi
Zatem ślimak ostrożnie wystawia rogi. I może zacząć się szarogęsić. Tylko na wydzielonej grządce. Nie wiem, czy mu to wystarczy. Nie wiem, czy znów się nie wystraszy. Nie wiem, czy nie dostanie zawału, gdy znów usłyszy grzmot. Nie wiem, czy nie zostanie rozdeptany. Wielka niewiadoma.
Ślimak ślimakowi …
Zapewne myślisz, że ślimaki są tchórzami. I masz rację. Tak jest. Są też sybarytami. Marzą o własnym terrarium, w którym wszystko jest uregulowane. W którym nie ma niespodzianek. W którym słońce zawsze wstaje o tej samej porze. I regularnie zachodzi. Terrarium, w którym są ślimaki stające na drodze. Walczące swoje prawa. Ale nie wymuszające zmian w oprogramowaniu automatyki zapewniającej klimat w terrarium. Każdy ślimak wie, że każdy ślimak może każdemu ślimakowi nadepnąć na odcisk (przypadkowo lub świadomie), albo nawet napluć w dłoń (jak to biały słoń, czarnemu słoniowi i vice versa). I to akceptuje, jak normalkę. Choć też boli. Czasem bardzo. Ale cholernie nie lubią tego, co je przeraża. Nieuregulowanych regulacji. Apartheidu. Dorabianych ideologii. A także, a może w szczególności arogancji Rexa (kiedyś było to jednym z najpopularniejszych imion, oprócz Azora czy Aresa). Nie wiem, czy wiecie, że ślimaki są trujące dla psów? Na pewno te bezskorupowe. Nie wiem, czy winniczki też. Może nie, skoro różne żabojady, a także ropuchy, żaby, jeże, jaszczurki, padalce, ryjówki, drozdy, szpaki, sójki, rudziki, bażanty, kaczki, kosy, drapieżne chrząszcze zajadają się nimi. Nie wie też nic na temat relacji kotów ze ślimakami. Czy kot potrafi złapać ślimaka?
Wiosna
Wiosna, to pora kiedy ślimaki wychodzą na żer. Wiosenna rocznica. Ślimak postawi wizytówkę na furtce. Przed grządką. Nie powiesi liliowego, ani konwaliowego dzwoneczka, bo jeszcze za wcześnie na nie. Konwaliowe działają ponoć dopiero w maju. A liliowe, nie wiem nic, poza tym, że u Konopnickiej dzwoniły, bodajże Stachowi, gdy szedł w kamasze. Wystawi ją na zewnątrz i szybko czmychnie na grządkę. Tam będzie czekać na nic.
Ach, byłbym zapomniał. Otóż ślimak kupi sobie od Chińczyka taniutka kamerkę do monitoringu. I będzie dyskretnie podpatrywać. (Oczywiście tylko do czasu kolejnego grzmotu.) I jak kibic z dala, który się w coś wdeptuje (coś tu nie tak ze składnią, gramatyką, a może logiką), będzie zmienia treść wizytówki. (Taki Leon Kame.) A jak się rozzuchwali, to może zacznie wrzucać kamyczki? Mam nadzieję, że nie. A jeśli tak, to aby wszystkie spadały do wydzielonego ogródka. I to pomimo tego, że mogą mieć barwy innych rabatek.
A jeśli będą przymrozki?
Ogródek trzeba podlewać. Choć czasem ma się pragnienie, aby spuścić wodę (rezerwuar wypełniony po brzegi). Jeszcze raz, aby oczyścić, spłukać. Ale silny strumień nie wyżłobi tego, co już zasypane, zaklepane i zapomniane przez cały świat (oprócz ślimaka, któremu wciąż dolega). Ale co tam. Czniać ślimaka. Czniać jego problemy. Świat jest piękny. Wiosna wybucha zielenią, kwiatami i wspaniałymi zapachami (dla ślimaka do jedzenia). Czniać marudów, psycholi, malkontentów. Jak się boją świata, niech siedzą w skorupach. A reszta niech się bawi. Niech zaczną się tańce.
Zwariowałeś? Teraz? Jeśli teraz taniec, to tylko dance makabr. Mement mori. Jeszcze popiół nie rozwiał się z włosów. Zatem wkładaj włosiennicę. I przygotowuj się do najważniejszego. Adwent (od łacińskiego adventus, które oznacza „przyjście, nadejście”.) Zmartwychwstałego. Ale by do tego doszło, aby ziarno wydało obfity plon, musi najpierw obumrzeć. Uschnąć. I w tym czasie zamiast fet, konieczna opieka na ziarenkiem. Aby nie uległo uszkodzeniu. Aby nie zapleśniało. Aby doczekało żyznej gleby.

