Obyczaje, polityka

Krajobraz po wyborach

Chcieliście tego?
No to to macie!
Skumbrie w tomacie …

Krajobraz po wyborach skojarzył mi się z Broniewskim. Bo czego chcieliśmy? Sami nie wiemy. Podpuszczani przez dwie partie tefałpe i tefałen zgubiliśmy zdrowy rozsądek. Zapomnieliśmy o wartościach. Dominował chwilowy nastrój. A tym sprytnie sterowano. Zwłaszcza w ostatnim tygodniu przed wyborami. Wszystko się zmieniło. A partia tefałpe zaczęła działać przeciw sobie. Nie zauważyła zakrętu.

Czym się kierowaliśmy?
Na pewno nie odbieraniem kradzionego VATu i redystrybuowaniu go między biedniejsze grupy.
Pomoc społeczną nazwano rozdawnictwem i bezmyślnym telemaniakom to wystarczyło. Wrosło w świadomość jak zjawisko negatywne. Zwłaszcza tych, , którzy z tego nie korzystają, lub ze względów materialnych nie muszą. A emeryci? To samo. Też ich rozwściecza, że zwiększane są emerytury. Najpierw wrzeszczeli, że za Tuska to waloryzacja była solidna (w czasach Tuska psioczyli, że za mała, ale potem zmniejszyła się proporcjonalnie do inflacji), a gdy dostali 13, to krzyk. O co? Tego nie rozumiem. Bo wcale nie chcą, aby ta kasa trafiła do złodziei VATu. Nie chcę, aby rząd nie dysponował. Ani sami, w ramach protestu nie zrzekną się pobieranie. Biorą i gryzą karmiącą rękę.

Aborcja. Partia tefałen zmyślnie wykorzystał niezdecydowaną postawę PIS wobec aborcji. A partia tefałpe nie potrafiła wyjaśnić. Nie dziwię się, bo to kwestia podobna do pytania zadanego Jezusowi: Czy można płacić podatki. Każda odpowiedź zła. Bo co by się stało, gdyby PIS całkowicie (niemal) zakazał aborcji? Straciłby większość. Nawet więcej, zostałby zmarginalizowany. Wtedy Jachiry, Nowackie, Śmieszki przeforsowałyby finansowanie aborcji na każde życzenie. W życiu trzeba wybierać. Ale jeszcze pogdybam. Gdyby PIS zdobył dominującą większość, z perspektywą stabilności utrzymania władzy, to mógłby bezwzględną ochronę życia wpisać do konstytucji. Ale się nie udało. Dzięki ludziom zidiociałym oglądaniem telewizji, w której z troska pochylano się nad obrońcami życia, z perfidną świadomością odbierania głosów przeciwnikom. Cynicznie i sprytnie, nie zniechęcając zwolenników aborcji, zniechęcono przeciwników do jedynej siły, która mogła poprawić prawo.

Działania socjalne państwa zostały przedstawione jako socjalizm. Debilne gęsi karmione telewizyjnym przekazem łyknęły bez zająknienia. Któż zapamiętał, że największymi przeciwnikami rozdawnictwa są najbogatsi? Albo to, że z małymi wyjątkami, najbogatszymi posłami są przedstawiciele lewicy. Tak zwanej lewicy. A propos: Co się dzieje z Ikonowiczem? Wydaje mi się, że to jedyny ideowy lewicowiec w Polsce.

A homolobby? Jakby ucichło w odpowiednim momencie. Telewizje przestały o nich gadać. Temat znikł. W ostatnim okresie przed wyborami. Sprytne. Liberolewicowa strona cichutko schowała bulwersujące tematy pod dywan. A na dywan zaprosiła (do niedawna tępionych) przeciwników swoich przeciwników. Głaszcząc ich po głowach stała się taka tolerancyjna, otwarta. Pozwalała na wygłaszanie niektórych poglądów. Właściwie nie tyle poglądów reprezentowanych przez te ugrupowania, co na krytykę wspólnych wrogów.

Partie buntujące się przeciw Nauce Kościoła nagle chwyciły za różańce. Nagle, znienacka okazało się, że najbardziej zliberalizowanych organizacjach są osoby szanujące wyższe tradycyjne wartości. Nagle udało się je dopuścić do mikrofonów. I nagle czerwone przestało być takie czerwone. A liberolewica ukazała ludzką twarz. Charyzmatyczny Zandberg poszedł na kompromis, złagodniał. Nie mówiąc już o uciekającym Schetynie. I ludzie, kolejny raz dali się nabrać. Złapać na lep liberojakości europejskiej. Na europeizację czy wasalizm wobec Brukseli. I Berlina oraz Paryża. Na dalsze sączenie skrajnego liberalizmu etycznego (wiem, oksymoron, bo liberalna etyka nie ma wiele wspólnego z etyką).

To nie PIS przegrał wybory. To antypis je wygrał. To przegrana Kościoła. Przegrana chrześcijaństwa. Ludzi mieniący się katolikami nie poparli jedynej siły, którą można byłoby przymusić do realizacji wyznawanych wartości. Katolicy przegrali w tych wyborach. Tak, głównymi przegranymi są katolicy. Przegrali świadomie strzelając gole do własnej bramki. A w przyszłym roku, zapominając o obecnej klęsce, znów podprowadzani jak stado tępych baranów, znów dokopią temu, kto bronił ich interesów. I prezydentem zostanie autentyczny wróg Kościoła, albo umiejętnie wyczuwający skąd wieje wiatr. Stracą katolicy, Polacy … Tumany jak lemingi … Żal patrzeć, jak podcinamy gałęzie, na których siedzimy …

I będziemy teraz rozliczać z obietnic wyborczych tych, którym wierzymy, że dotrzymują, pomimo tego, że nie daliśmy im wystarczających możliwości swoim poparciem.

I zapomnimy o obietnicach tych, w których obietnice nigdy nie wierzyliśmy (poza kilkoma dniami decydującymi o przyszłości).

Teraz musimy sami przed sobą uzasadniać na siłę, że mieliśmy rację, że nie daliśmy się zmanipulować, że mamy jakieś własne poglądy, a nie tylko karmę ciskana na siłę przez mass media. Że nie jesteśmy wcale idiotami.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.