Obyczaje, polityka

Wybory – Zliczanie głosów

Wreszcie 21:00. Zamykamy lokal. Ludzie chcą liczyć. Jednak zmuszamy do spokoju i podliczenie pozostałych kart, zliczenie podpisów, upoważnień i pełnomocnictw. Niestety, nie zgadza się. To zajmuje ok. godzinę. Jest różnica. Mamy do wyboru oszustwo i wpisanie „dobrych” danych. Nie było problemu. Przyjęliśmy stan rzeczywisty. Potem dyskusja, jak rozstawić stoły, gdzie wysypać karty. Chciano na stoły, ale udało mi się przeforsować wywalenie na podłogę. Na szczęście. Bo mielibyśmy kolejna godzinę w plecy. Pierwszy etap sortowanie na małe i duże kartki. I rozdzielanie na komitety partyjne. Spontaniczny podział pracy. Jedni siedząc na posadzce sortuję inni łapią pliki kary i rozrzucają na 5 stołów. Czas leci. Na razie niczego nie sprawdzamy. Tylko podział na kupki. Byle szybciej. Dość bezmyślnie.

Potem te bezładne kupy staram się układać na, w miarę równe pliki. Ktoś zaczyna naśladować. Dość szybko. Potem najmniejsze kupki sortowane na 40 kupek. Tyle nazwisk na każdej (poza PSL, gdzie 39). Nie ma tyle miejsca. Wyławiamy najczęstsze nazwiska. Ale akurat w tym nie biorę udziału. W dalszym ciągu układam jedną z większych kupek. Gdy troszkę się poluźniło, zaczynamy większe partie. Zabieramy się za nie. Zaczynam sortować PIS. Na Kaczyńskiego i resztę. Bezmyślna praca. Ktoś staje obok i dzielimy się. Ona bierze Jarosława, ja resztę. Wciąż słyszę Kaczor. Różnie z rezerwą, z pogardą. Poza akcentowaniem niechęci do tej osoby nie słyszę żadnych innych pejoratywnych pokreśleń. To jedyna osoba, która budzi jakieś emocje. Wszyscy są obojętni. Nawet Jachira. Wróg publiczny nr 1.

Potem liczenie. Głosy nieważne, błędne sortowanie. Zliczone, teraz rachunki. Zliczamy, wpisujemy do raportu. Znów próba wyjaśnienie różnic ujawnionych na wstępie. W końcu udaje mi się przeforsować zaakceptowanie istnienie różnic i przystąpienie do wysyłania. Dopiero wtedy przewodniczący wzywa informatyka. Przyjeżdza po 30 minutach. Pół godziny w plecy. Potem wklepywanie do kompa. Wyrzuca błędy rachunkowe. W końcu jakoś zmusza komputer do przyjęcie sprawozdania z błędami. Wysyła. Drukuje w 4 egz. Podpisujemy. Ktoś stwierdza, że na każdej kartce musi być parafka każdego członka komisji. Całe szczęście. Gdyby nie to, to zabawa trwałaby znacznie dłużej.

Potem pakowanie w worki. Według instrukcji. Niezbyt jednoznacznej. Wiele wody, sporo niepotrzebnych. Jakoś zrobiliśmy. Pomimo zaleceń rozpuszczamy komisję. Ok. godziny 3:00. Do Urzędu jedzie przewodniczący i ja z jednym członkiem, którego obiecałem potem odwieźć do domu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.