
Dlaczego nie rozpoznawali?
Dlaczego nie rozpoznawali?
To kwestia. Która wraca kilka razy w roku. A zawsze około Wielkanocy. Teraz też mi się przypomniała i pomyślałem, że warto się nad tym zastanowić. Chciałbym teraz, aby potem troszkę głębiej rozważać, lepiej zrozumieć.
Otóż od dawna zastanawiało mnie to, dlaczego Zmartwychwstały nie był rozpoznawany przez tych, z którymi miał na co dzień do czynienia. Czy się zmienił? Czy przyjął zupełnie inne ciało? Czy ciało uwielbione nie ma związku z ciałem doczesnym? Czy przyczyna była w samym Jezusie, czy też w tych, których spotykał po zmartwychwstaniu? A może maskował się? Zakrywał twarz, może tak się ustawiał, aby twarz był w cieniu a słońce za plecami?
Zmiana wyglądu
Nic o tym nie napisano. Ale czy mógł się nie zmienić? Ludzie w trakcie tragicznych doświadczeń potrafią osiwieć w kilka minut. Pod wpływem przejść mogą pojawić się bruzdy na twarzy. A gdy do tego skrajne wyczerpanie, odwodnienie, upływ krwi, to i cera może się zmienić. Na przykład, czy krwawy pot nie zostawia trwałych śladów na skórze? Nie wiem. Nie twierdzę, że tak było, ale staram się wziąć i tę przyczynę pod uwagę.
No i kwestia zasadnicza, czy mamy jakiekolwiek podstawy do twierdzenia, że uwielbione ciało ma być kalką ciała ziemskiego?
Zmiana widzenia
Wydaje mi się także, że ludzie po śmierci osoby bardzo kochanej, zwłaszcza gdy nastąpiło to w wyjątkowo trudnych okolicznościach mają inne widzenie. Zdarza się, że widzą, słyszą osobę zmarłą. Ale mogą też mieć blokadę w przeciwną stronę. Psychospecjaliści twierdzą, że wielka trauma oddziałuje nie tylko na emocje, ale może również znacząco zakłócić funkcjonowanie poznawcze, zmienić sposób myślenia i przetwarzają informacji. Mózg, próbując poradzić sobie z traumatycznym doświadczeniem, może działać inaczej niż zwykle.
Czy ta czyjaś śmierć nie może być tak mocno zakodowane, że gdyby ujrzało się sobowtóra, to nie miałoby się żadnych skojarzeń z osobą zmarłą?
A oni byli przerażeni. Pochowali się wmysich norach. Nie rozumieli zapowiedzi i zmartwychwstaniu. Nie potrafili uwierzyć, że to jednak On.
Znów, nie mam pojęcia. Jednak wydaje mi się to mało prawdopodobne, albowiem zjawisko nierozpoznawania Jezusa dotyczyło wszystkich, którzy Go spotkali po zmartwychwstaniu.
Dlaczego podkreślali to, że nie ropoznawali
Tu w grę wchodzi wiarygodność przekazu. Autentyczność. Gdyby coś kombinowali, to z pewnością nie zasiewaliby wątpliwości, co do zmartwychwstania. Wszystko by się składało. Nie było niedomówień. Wydaje mi się, że ich samych to frapowało. Nie potrafili się z tym pogodzić, że nie rozpoznawali od razu. Czuli jakiś wstyd, żal do siebie. Zastanawiam się, czy przypadkiem nie kajali się z tego powodu. I dlatego opisywali.
Cel przekazu
Może odpowiedź na tę kwestię przybliży do zrozumienia. Jaki był cel tych opisów? Celem było opisanie tego co najważniejsze. Nie wyglądu ani właściwości ciała. Nie interesowało ich to, w jaki sposób zmartwychwstał. Ani kiedy to się stało. Istotne było tylko to, że przełamał śmierć, że wyjednał zbawienie. Najważniejsze było to, że zgładził grzechy wszystkich ludzi, że umożliwił drogę do nieba. Dlatego koncentrowali się na tym, po czym Go poznawali. Poznawali po znakach. Po symbolach, które im zostawił. Oraz po ich treści. Wydaje mi się, że rozpoznawali przez miłość. I, że od momentu rozpoznania nie mieli żadnej wątpliwości. A nawet przypominali sobie, że coś przeczuwali już wcześniej.
Poznanie przez miłość
Skojarzenie. Klamra spinająca początek i koniec. Pamiętasz zapewne scenę chrztu w Jordanie. Wtedy też objawił się wyłącznie tym, którzy Go najbardziej umiłowali. Dla wszystkich innych Jego chrzest niczym się nie wyróżniał. Poza najbardziej kochającymi nikt w nim nie rozpoznał tego, który był zapowiadany. Po zmartwychwstaniu też. Objawiał się tylko tym, którzy Go umiłowali. Dlaczego? Wydaje mi się, że dlatego, bo bez miłości nie da się Go rozpoznać. Konieczna jest relacja miłości.
Może Bogu chodziło o to, aby zaakcentować ciało zmartwychwstałe nie jest poprzednim ciałem. Wydaje mi się, że w ten sposób chcieli dobitnie dać do zrozumienia, że zmartwychwstały Jezus jest tym samym Jezusem, którego znali, ale Jego ciało nie jest ciałem, które miał przed śmiercią (które znali). Marek nawet dosłownie napisał (Mk 16.12) Potem ukazał się w innej postaci dwom z nich na drodze, gdy szli do wsi. Ta sama Osoba w innym ciele.
A może celem było zdystansowanie się od życia ziemskiego? Wzbudzenie tęsknoty do spotkania z Nim w niebie? Przekazywanie istnienie życia po śmierci. Uwrażliwiania na zmartwychwstanie, które ich też czeka.
A może chodzi też o to, że Jego zmartwychwstanie, jak też nasze zmartwychwstanie to coś zupełnie innego niż wskrzeszenie, którego byli świadkami. Że zmartwychwstanie jest całkowitym uwolnieniem od śmierci, a wskrzeszenie tylko oddala śmierć. Ale wskrzeszony i tak musi umrzeć. A zmartwychwstały, nie może umrzeć. Dlatego wskrzeszony wygląda tak samo jak przed śmiercią, a zmartwychwstały zdecydowanie inaczej.
Teraz dochodzę do wniosku, że Jezus uczył w ten sposób swoich najbliższych, w jaki sposób należy Go rozpoznawać. A tym samym uczył nas rozpoznawania Go na drogach naszego życia. Spostrzegania Go w sakramentach świętych. Spostrzegania miłością i wiarą.
Uczył ich, i nas za ich pośrednictwem, jak rozpoznawać Go nie na podstawie doświadczeń fizycznych, nie za pomocą zmysłów wzroku czy dotyku, ale za pośrednictwem duszy. Za pośrednictwem kochającej duszy.
Czy będąc w niebie rozpoznamy Jezusa?
Tak sobie pomyślałem, że podobnie będzie z nami po zmartwychwstaniu. Że nie będziemy ani młodzi, ani starzy. Nie będziemy się rozpoznawać po wyglądzie. Bo wygląd w niebiańskiej rzeczywistości nie będzie mieć żadnego znaczenia. Będziemy się rozpoznawać po miłości. Będziemy rozpoznawać tych, których kochaliśmy, a właściwie kochamy. Będziemy rozpoznawani przez tych, którzy nas kochają. A Boga „ujrzą” tylko ci, którzy Go prawdziwie kochają. Do tego służy czyścieć, aby jak perła wydobyta z błota, albo brylant wyjęty popiołu, lśnić czystością miłości po oczyszczeniu w czyśćcu (przepraszam za pleonazm, ale tak wyszło).
I w ogóle, czy miłość nie jest „przepustką” do nieba, zbawienia, zmartwychwstania?
—————————————————————————————————————————————————————–Znów się rozpisałem. Wiele myśli. Wiele pomysłów. Sugestii. Wydaje mi się, że odpowiedzią jest Miłość. Że to ona jest kluczem do rozumienia. Miłość wynikającą z łaski Bożej. Tak wiele pomysłów opisałem, a wciąż przychodzą kolejne pytania, które nasuwają się w związku z tematem. Nie będę ich rozwijać. Ale sam siebie spytam.
Jeszcze mam pytanie: w czym, w kim możemy Go rozpoznawać? Czy także w nas samych? Ale to już temat na inne rozważanie. Może nie zapomnę? Może wrócę kiedyś do tego tekstu i wtedy pomyślę?
Zastanawiam się też: Czemu odsunięty kamień, skoro przenikał przez ściany? Ale i to jest materiałem na osobne rozważanie.

