Cwaniactwo i obawy
Obawy przed Covid nie maleją. Pojawiła się nadzieja. Ale stosunek do niej ambiwalentny. Jedni prą, aby jak najwcześniej się zaszczepić, inni opóźniają.
Minister zdrowia zapytany kiedy przyjmie odpowiedział, że jak przyjdzie jego kolej. Gdy dziennikarka spytała się czy nie boi się fali hejtu z tego powodu wyjaśnił, że tego spodziewa się w każdej sytuacji. Jeśli weźmie wcześniej, to nazwą go cwaniakiem wykorzystującym sytuację i układy. A jeśli później, to nazwą tchórzem i wytkną brak odpowiedzialności.
Znów mamy podział na tych, którzy chcą i tych, którzy się boją. Ale czy ten podział może zakłócać zasady przyprowadzania szczepień? Nie powinien. Jak na razie nie ma obowiązku szczepień. Choć biorąc pod uwagę stan prawny należałoby wprowadzić przymus szczepień przeciw Covid. W Polsce jest cały szereg obowiązkowych szczepień. Na stronie MZ znajduje się następująca informacja:
Do szczepień obowiązkowych zaliczamy szczepienia przeciwko: gruźlicy, zakażeniom pneumokokowym, błonicy, krztuścowi, polio (poliomyelitis), odrze, śwince, różyczce, tężcowi, wirusowemu zapaleniu wątroby typu B i zakażeniom przeciwko Haemophilus influenzae typu B.
Osoby z grup podwyższonego ryzyka są szczepione również przeciwko: ospie wietrznej, błonicy, tężcowi i wściekliźnie.
Dlaczego rząd wzgl. ustawodawca nie dopisze szczepień antykowidowaych do tej listy? Sądzę, że jest to spowodowane nienawiścią tłumów podburzanych przeciwko każdej decyzji rządowej przez antypolskie ośrodki i media. Władze obawiają się kolejnej fali demonstracji, podobnej do proaborcyjnych. Napiętą sytuację do wymuszeń wykorzystałyby wszystkie grupy walczące z rządem. Górnicy, rolnicy, górale, hotelarze … Wszystkie ugrupowania lewicowe, czyli praktycznie cała opozycja, dolewałyby oliwy do ognia. Jestem przekonany, że obowiązek szczepień antykowidowych nie został wprowadzony wyłącznie z obawy przez prowokowanym tłumem. Obawy słuszne. Albowiem obserwujemy oddolna ochlokrację. Wprawdzie sterowaną pieniędzmi z góry. Od Sorosów, lewackiej UE, czy ośrodków medialnych zarabiających na podburzaniu tłumów przez rozbudzanie negatywnych emocji.
Asekuracyjną postawę rządu uznaję za jego porażkę. Jednak ten upadek władzy nie przeszkadza, a może wręcz zachęca, harcowników do działania. Obserwujemy działania prowokacyjno cwaniackie. Wpychanie się przed kolejkę. W zamyśle miało to być prowokacją, jak mniemam. Jednak, o dziwo wzbudziło to negatywne reakcje. Pierwszym elearem był Miller publicznie chwalący się tym, że należy do równiejszych. Jemu jednak się nie dziwię, bo on wciąż szpanuje arogancją i pogardą dla innych ludzi. Cwaniackie zachowania doskonale pasują do niego. To takie typowe dla ludzi z nizin społecznych dojrzewających w okolicach Warszawy. Zafascynowanych przedwojennymi warszawskimi oszustami. Żyjący hasłem: Nie masz cwaniaka, nad warszawiaka.
Na wieści o jego zaszczepieniu bardzo dyplomatycznie wypowiedział się Czarzasty, informując, że on publicznie nie krytykuje lewicowców. Ale zdystansował się od cwaniactwa.
Ale z możliwości wepchnięcia się przed kolejkę korzystają nie tylko politycy. Także i celebryci. Nomen, omen, także skrajnie nienawidzący obecną władzę. [Nie sądźcie jednak, że cwaniactwo przypisuję wyłącznie kręgom antyrządowym, niestety ta bolesna dla społeczeństwa choroba dotyczy w podobnym stopniu różnych warstw i ugrupować politycznych jak też społecznych.] Z grona celebrytów, jak Filip z konopi wyskoczyła Janda. Też sobie załatwiła. A, gdy zorientowała się, że traci na tym, zaczęła pokrętnie coś tłumaczyć. Wszyscy zamieszani w proceder szczepienia po znajomości dorobili do tego teorię. Bo jest rezerwowa pula szczepionek. Bo trzeba propagować. Dobra mina do złej gry. Swoje cwaniactwo tłumaczą szlachetnymi pobudkami.
Ciekawy jestem, co by się stało, gdyby ktoś z otoczenie Kaczyńskiego poinformował, że też znalazł dojście i się zaszczepił. Sadzę, że nastąpiłaby reakcja podobna do tej, jak miała miejsce we Włoszech. Tam osoby, które wbrew ogólnym zasadom przyspieszyły swoje szczepienia wpadły pod pręgierz publiczny. I nie wiem, czy nie potraciły swoich stanowisk. No, ale taka reakcja możliwe tylko tam, gdzie media nie zajmują się wyłącznie propagandą i wzburzaniem emocji.
Jak wpływ na zasięg i przebieg szczepień będą miały omawiane przypadki? Czy nie spowodują wzmocnienia ruchów antyszczepionkowych, gdy do sceptyków dołączą osoby, które nie chcą być posądzane o cwaniactwo? Które wybiorą dłuższe czekanie, aby nie narazić na szwank swojej pozycji.
Osobnym zagadnieniem jest definicja grup społecznych, które powinny być szczepione w kolejności „0”. Czy nie powinna ona obejmować wszystkich, którzy z racji pełnionych funkcji społecznych zmuszeni są do częstych kontaktów z wieloma osobami. Czy taką grupą nie są księża? Albo konduktorzy? Zdaję sobie sprawę, że listy nie można wydłużać w nieskończoność. Ale warto ją aktualizować.
Zatem, już niezależnie od priorytetów, czy nie powinno się wywierać presji na pracownikach i funkcjonariuszach pełniących określone funkcje. Z przykrością dowiedziałem się, że gdzieś zagrożono ratownikom medyczny utratą pracy powstrzymanie się od szczepienia. Ale po ostrym proteście zrezygnowano z tego wymogu. Także i KEP nie stwierdził kategorycznie, że szczepienie powinno być obowiązkiem każdego księdza i wierzącego. Boją się wychylić poza zalecenia rządowe? Jakiś układ? Czy boją się reakcji wiernych? Nie potrafię sobie odpowiedzieć. Tak samo jak nie rozumiem demonstracyjnego lekceważenie przez księży biskupich nakazów określających sposoby zapobiegania zarażeniom.
Celem szczepień jest wytworzenie tzw. odporności stadnej. Do teko konieczna masowość. Obawiam się, że bez jakichś form przymusu nie osiągniemy wymaganego poziomu. Są dyskutowane zachęty. M.in. finansowa, której jestem przeciwny. Ale już zwolnienie z noszenia maseczek mi się podoba. Choć nie wyobrażam sobie praktycznej realizacji. Chyba, że wraz ze szczepionkami ludzie byliby czipowani. I każde przejście przez bramkę w metrze, urzędzie czy sklepie wywoływałoby alarm, gdy ktoś bez czipu i bez maseczki chciałby wejść. A obok stałyby dyby lub pręgierze, a które zakuwanoby łamiących prawo. Bo przecież przesiewowe legitymowanie osób na ulicy nie jest możliwe do realizacji. Alternatywnie, zamiast czipów można dawać jakieś nalepki, znaczki. Ale wtedy zacząłby kwitną handel. Odstępowanymi oryginałami i podróbkami. Najpierw rodzimymi i drogimi, a potem chińskimi, tanimi i masowymi. Czarno to widzę.
Cwaniactwa u nas nie brakuje. A teraz zachęceni przykładem z góry namnożą się jeszcze. Za pieniądze, po znajomości i ze szczytnymi hasłami na ustach.