Uncategorized

Demokratycznie zdobytej władzy nie uznamy nigdy

Hasło polskich opozycjonistów Demokratycznie zdobytej władzy nie uznamy nigdy przypomniało mi się, gdy słyszę relacje z USA. Kojarzy się, choć tam jest inaczej. Główna różnica polega na zabarwieniu politycznym. W Stanach władza staje się lewicowa, więc międzynarodowa opinia, która jest też lewicowa, demonizuje zagrożenia. I wyraża poparcie dla władzy.

Wyobrażam sobie, co by było, gdyby w Polsce, po elekcji Dudy, władze ściągnęły do Warszawy WOT do ochrony praworządności. A gdyby ściągnęli taką ilość wojska, aby zachować proporcje między wojskiem a mieszkańcami takie jak w Waszyngtonie, to musieliby ściągnąć 68 328 wojaków. To stanowi ponad 47 % stanu naszej armii, licząc zarówno zawodowych jak też WOT. Czy jesteście w stanie sobie wyobrazić, co by to się działo? Jak w zgodnym chórze gromili by Polskę Merkel z Putinem i Macronem? Jak wszystkie euroszczuje opluwałyby zgodnie Polskę pod przewodnictwem von der Leyen i ekskróla Europy?  A najzajadlej atakowaliby polscy (polscy, tylko dlatego, że wybrani spośród obywateli Polski) europosłowie. No, chyba, że piana wściekłości by im zatkała usta.

Tytułowe hasło kojarzy mi się także z słynną deklaracją Gomułki: Władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy. Teraz przypisywane jest to Trumpowi. A czy nie powinno być przypisane Bidenowi? Wszak Trump ustępuje. Nie bez walki. Ale odsunął się. Potępił przemoc i rozruchy. A protesty, czego dowodzą doniesienia medialne, były spontaniczne. Podobnie tak, jak Ruch Mordowania Nienarodzonych pod wodzą Lempart i wielu innych lewicowych polityków i komunistycznych celebrytów. Administracja Bidena, podobnie jak komunistyczne władze Polski stawia na rozwiązania siłowe. Do tego ostra cenzura. Aresztowania protestujących. I publiczne ich szkalowanie.
Czy zastanowiliście się, czego tak naprawdę się obawiają? Po co ta wrzawa? To wszystko na użytek propagandy. Krajowej i międzynarodowej. Wytwarzanie atmosfery zagrożenia.

Ciekawy jestem, czy niedługo nie ogłoszą abolicji dla protestujących w i przed Kapitolem, którzy zgłoszą się do władz i wyrażą skruchę. Aby potem, po kolei ich zamykać i skazywać. Tak jak czyniono to w Polsce za Gomułki i Bieruta.

A po co tak im zależy na przeforsowaniu impeachmentu? Na kilka dni przed zaprzysiężeniem? I dlaczego nie razi nikogo tak błyskawiczna ścieżka legislacji? Odpowiedź na to też zawarta w przytoczonym zdaniu tow. Wiesława. Po to, aby już nigdy nie utracić władzy. Aby można było przekształcić USA w UKSA, czyli Komunistyczne Stany Zjednoczone Ameryki. Drogą impeachmentu zamknęliby możliwość ponownej elekcji za 4 lata. A przewidują słusznie, że to co już zaczynają robić, wywoła potężne niezadowolenie społeczne. Naczelne hasło Trumpa: Make America Great Again zapewne zastąpią hasłem Make America a Socialist Power. Zarówno pod względem sposobu sprawowania władzy, jak też panującej ideologii.

Wszystko to spotyka się z aprobatą władz UWE oraz najsilniejszych krajów europejskich. Z radością jest też przyjmowane w ZSRR, sorry, w Rosji i w Chinach. Z radością, ale i rezerwą. Bo jeszcze nie wiadomo jak nowe władze Stanów podejdą do imperializmu. Czy tak jak Rosja i China robią od setek lat, czy tak jak kraje europejskie. Czy zdecydowanie i konsekwentnie angażując wszelkie siły? Czy miękko, ograniczając się do ekspansji gospodarczej? Obawiam się, że Ameryka dołączając do grona krajów socjalistycznych przyjmie ich sposób działania. A przynajmniej będzie się starała tak zrobić. A możliwości ma. Bowiem niemal wszystkie media są tam komunistyczne. Zwą się liberalnymi, ale to tylko eufemizm. Mając w rękach pełnię władzy w resortach siłowych, mając w garści sądownictwo oraz niemal 100 % mediów ukształtują społeczeństwo w dowolny sposób. Per fas et ne fas. Po dobroci lub na siłę. Tylko z nowym podziałem świata może być problem. Szczególnie dla nas. W której strefie się znajdziemy? Czy znów pod kuratelą ZSRR? Czy jako jeden ze stanów SUE (Socjalistycznej Unii Europejskiej)? Czy tylko jako wasal któregoś z nich?

Sytuacja w Stanach kojarzy mi się też z dwoma sytuacjami w Polsce. Z rokiem 1989 oraz rokiem 2015. W obydwu tych latach przełomowych władza miała w swych rękach wszystkie resorty siłowe oraz cały wymiar sprawiedliwości. A także niemal 100 % mediów. Tak jak w USA wyłamywały się jakieś, niemal podziemne, radiostacje czy wydawnictwa. A jednak na przekór zmasowanej propagandzie totalitarne rządy komunistów czy omnipotentne rządy neokomunistów upadły. Ci pierwsi sprytnie sprzedali ideologię za kasę. A władzę oddali ino częściowo, bo w dalszym ciągu pociągali za sznurki. Mniej oficjalnie, ale równie skutecznie. W końcu na każdego mieli haki. A jak na kogoś nie mieli, to potrafili tak sterować, aby różne Bolki obalały tych, na których haków brak. Aby odsuwały od władzy tych, których nie da się szantażować. Ci drudzy nie mają takich asów w rękawach. Dlatego powołano strategię: Ulica i zagranica. Totalna walka z demokratycznie wybraną władzą. Na sztandary wzniesiono hasło Demokratycznie zdobytej władzy nie uznamy nigdy. I dysponując zdecydowaną przewagą w mediach totalnie je wprowadzono w życie. Krytyka, opluwanie, szkalowanie. Wewnątrz kraju i na forum międzynarodowym. Wszystko, co tylko się da na szkodę Polski. Praktycznie realizując niewypowiadane głośno hasło: Im gorzej, tym lepiej.

No to co w USA nie mamy wpływu. Ale czy możemy obronić swoją suwerenność? Zarówno w zakresie międzynarodowym, jak też w zakresie osobistym. Czy będziemy potrafili obronić nasze wartości wobec szalonej propagandy antykościelnej, antykatolickiej i antypolskiej? W dalszym ciągu dominują media socjalistyczne. Komercyjne. Hołdujące najniższym instynktom. Serialami, kabaretami, sensacjami. Przeplatanymi indoktrynacją socjalistyczną. Ludzie tracą kręgosłupy. Już nie wiedzą, gdzie jest dobro. Wszelkie wartości ulegają zagładzie. Język staje się coraz bardziej wulgarny. Zachowania się brutalizują. A my siedzimy biernie. W telewizji oglądamy demonstracja antyrządowe. Organizowane pod dowolnymi hasłami. A każde z nich sprowadza się do walki z demokratycznie wybraną władzą. I ludzie, jak tuczone gęsi, łykają wszystko. Nawet nie zauważają, że zupełnie znikła krytyka konstruktywna. Jest wyłącznie destruktywna. Opozycja nie ma nic do zaproponowania poza opluwaniem i krytykowaniem. Cokolwiek władza zrobi lub powie, to Budka opluje skrytykuje. Powstał kiedyś gabinet cieni? Pamiętacie jaka burza było, gdy Marcinkiewicz, wtedy jeszcze po inne stronie barykady, użył określenia cieniasy. A teraz gabinet cieni wziął nazwę od cieniasów. Te cienie nawet się nie snują. Podobno są. Na ich stronie można znaleźć informacje o ich prężnym działaniu. Ale poza nimi samymi nikt o tym nie słyszy. Bo wstyd nagłaśniać takie działania.

Jak się ratować? Uważam, że demonstrując. Ujawniając swoją postawę. Występując publicznie. Biorąc udział w marszach. W demonstracjach. Masowo uczestnicząc w procesjach. Dekorując domu, gdy przychodzą święta. Kościelne i państwowe. Pokazujcie, że jesteście. Że macie wartości. I jakie to są wartości.

Chodząc na spacery z psem spotykam innych psiarzy. Rzadko rozmawiamy o polityce. Ale zauważałem pewne zjawisko. Gdy ktoś chce pluć na Polskę i rząd, czyni to głośno. Pewien aprobaty. I bardzo się przy tym podnieca. A ludzie o przeciwnych poglądach milkną. Czasem, ktoś cicho się odważy. A wtedy dziwienie. Bo często okazuje się, że to wyzwala odwagę i u innych. Nagle okazuje się, że nie wszyscy mają poglądy tefałenowskie. Że są ludzie związani z Kościołem. Ale stłamszeni propagandą boją się pierwsi odezwać.
I wcale nie są to ludzie bezmyślnie wspierający Kościół i obecne rządy. Też widzą popełniane błędy. Ale chcą te błędy naprawiać, a nie napawać się satysfakcją, że znienawidzone instytucje się potykają.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.