Malutki srebrny krzyżyk
Matka Boska w klapie marynarki lub maleńki krzyżyk wpięty w podobne miejsce. Albo medalik na złotym łańcuszku noszony na wierzchu. Po co ludzie to noszą? Czy ma to jakieś znaczenie? Czy są to jeno dekoracje?
I czemu taki temat? I dlaczego poruszam temat związany z polityką? Rzeczywiście powodem wypowiedzi jest obecna dyskusja na temat jednej z ważnych postaci życia publicznego. Postaram się powstrzymać od oceny politycznej i od oceny przeszłości. A nawet odetnę się (tu i teraz, co nie znaczy, że na zawsze) od grubej kreski. Dręczy mnie sposób noszenia emblematów religijnych, przyczyny i w ogóle sens tegoż.
Zacznę nieskromnie od siebie. A właściwie scenki z jakiejś kolejki w sklepie, W stanie wojennym. Dla młodych wtręt: W tamtych czasach kolejki w sklepach były czymś powszednim. A stało się czasem długo. Nawet w godzina czy dniach. Tamte kolejki żyły. Nikt nie stał w milczeniu. Zawiązywały się grupki dyskusyjne. Mniejsze, większe. Czasem ogólnosklepowe. W takiej sytuacji jedna z pań stojących przede mną zwróciła uwagę na maleńki srebrny krzyżyk wpięty w klapę kurtki, którą miałem na sobie. Nie pamiętam co powiedziała. Ważne było to, że zauważyła, że podkreśliła publicznie ten fakt. Poczułem dumę i odpowiedzialność.
Ale najpierw, dlaczego nosiłem. W ten sposób starałem się pokazać (demonstrować to za duże słowo) swoją postawę. Pokazać, żem wierzący. I zasygnalizować negatywny stosunek do władz partyjnych. Do komunizmu, stanu wojennego, partii itd.
Z jednej strony krzyżyk był moją tarczą. Bronił mnie przed naciskami, propozycjami ze strony władz. Od razu widzie, żem człowiek niepewny. Że ma sensu namawiać mnie do wstąpienia do partii (zresztą moje poglądy były powszechnie znane) ani popierania „oddolnych” nakazanych przez władzę akcji. Ten malutki krzyżyk bronił mnie przed wciągnięciem w cokolwiek, co skierowane było przecuiw Bogu, Kościołowi czy wierze. To bardzo cenne działanie.
Ale ten malutki krzyżyk, szkoda, że teraz już takich nikt nie robi, wywierał na mnie wpływ. On mnie obligował do właściwego zachowania. Z takim krzyżykiem nie mogłem, na przykład pojechać tramwajem na gapę. Ten malutki wielki symbol stanowił barierę. Z krzyżykiem nie można było zapalić papierosa. Przeklinać. Ten krzyżyk stale przypominał: Pamiętaj, kim jesteś. Bądź odpowiedzialny! Dawaj dobry przykład. Ten krzyżyk był silniejszy niż gruby łańcuch. Zmuszał do właściwej postawy. Był sumieniem. Nic nie ważył, a miał znaczenie w każdej czynności dnia powszedniego. On zobowiązywał. Właściwie wszystko co napisałem jest oczywiste. Bo jeśli jestem ŚJ (to znaczy Świadkiem Jezusa), to muszą postępować jak Jego uczeń. Niedoskonały, ale pamiętający o Nauczycielu. Upadający, ale wciąż dążący do czystości. W swojej naiwności myślałem kiedyś, że to normalne. Że każdy, kto przyznaje się do Boga, kto publicznie przyznaje się do Boga, musi postępować zgodnie z wolą bożą. Wydawało mi się niemożliwym, aby nosić widoczny symbol religijny i równocześnie obrażać Boga swoim zachowaniem. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że nosząc krzyżyk można być zgorszeniem dla ludzi. To było całkowicie niedopuszczalne.
Ileż to pań nosi złote, czasem wysadzane diamencikami krzyżyki. Widoczne na tle wielkich dekoltów i wielkich piersi (koniecznie z zasłoniętymi sutkami). Krzyżyki wiszą pionowo, poziomo, ukośnie, odwrotnie. Odbijając się od krągłości przyciągają wzrok do biustu.W końcu nikt nie każe patrzyć w sposób erotyczny. Ale zachowanie tych pań jest zwykle wyzywające. Emanują seksem, gloryfikują aborcję, ganią Kościół i funkcjonariuszy Kościoła. Demonstracyjnie lekceważą Dekalog. Dla mnie jest to świętokradztwem. Mnie to oburza. Mnie to boli. Czasem, gdy taka okazja, pozwalam sobie na aluzje. Ale one chyba nie docierają do rozumu. A jeśli już, to bardzo płytko.
Najbardziej boli mnie zachowanie celebrytek. One będąc idolkami durnych fanek uczą lekceważenia Boga i religii. A nie które posuwają sie do tego, że uważają się za osoby wierzące. To jeszcze bardziej rujnuje młode umysły.
A teraz Matka Boska w klapie. Kiedyś kiczowata demonstracja w dobrej sprawie. A dziś zżymam się gdy słyszę słowa nienawiści płynące od noszącego ten wizerunek. Wściekłą nienawiść do kogokolwiek jest zawsze obrazą Boga. Bóg – ideał miłości. Maryja – ideał dobroci. I ludzka nienawiść. Matka Boska stojąc pod krzyżem nie miała nienawiści do oprawców Syna. Nie ma na ten temat żadnej wzmianki. Emanowała miłością. Przebaczała mimo rozdzierającego bólu. Jak można jednocześnie nienawidzić i twierdzić, że jest się wyznawcą Jezusa? Jak można bluźnierczo nosić Jej wizerunek, gdy obrzuca się kalumniami przeciwników politycznych? Jak można nie mieć żadnej pokory w stosunku do Maryi? Dziwi mnie też to, że nosząc Wizerunek MB można kłamać. Choć bardziej boli niż dziwi. Dla mnie są to przykłady świętokradztwa i bluźnierstwa. Wykorzystywania symboli religijnych do własnych partykularnych celów. Do celów prymitywnych, przyziemnych.