Msza święta w autobusie
Przez media przewinęła się informacja o księdzu, który chce wynająć autobus, aby zwiększyć ilość wiernych mogących uczestniczyć w mszy świętej. Pomysł ciekawy. Ukazuje bowiem absurdalność ograniczenia ilości osób mogących uczestniczyć w mszy świętej do 5. A w autobusie ilość osób, które mogą w nim przebywać określona jest ilością miejsc siedzących. Połowa z nich może być wykorzystana. Czyli w autobusie 68 miejscowym mogą przebywać 34 osoby. Na niewielkiej powierzchni zapewnione jest bezpieczeństwo. Porównajmy wielkość autobusu z wielkością Bazyliki Mariackiej w Gdańsku. W której maksymalnie może przebywać 5 osób plus celebransi.
Powiedzmy, że autobus może mieć wymiary 16 m na 2,5 m. A Bazylika 105,5 m na 66 m.
W autobusie może pomieścić się 100, może 150 osób wraz ze stojącymi. A w bardzo zatłoczonym może nawet 204 osoby. A w Bazylice 25 000. Bez ścisku.
Zgodnie z obostrzeniami autobus może być wypełniony (w stosunku do maksymalnej pojemności) w ok. 17%, a Bazylika w 0,2 promila. To znaczy, że zagęszczenie w autobusie może być ponad 800 razy większe niż we wspomnianej bazylice. Czy jesteście sobie w stanie wyobrazić taką dysproporcję?
W telewizorniach powtarzają, że bezpieczna odległość wynosi 1 m. Potem ogłoszono, ze 1,5 m. Ostatnio mówią, że 2 m. Dla zagwarantowania bezpiecznych odległości załóżmy, że dla każdego człowieka w kościele zarezerwuje się kwadrat o wymiarach 3 m na 3 m. Tj. 9 m2. Dla uproszczenia przyjmijmy 10 m2 dla każdego wiernego. Na podstawie wymiarów Bazyliki przyjmuję, że ma powierzchnię 6 000 m2 (przy 105,5 x 66 = 6930 m2). Przy takich wartościach do Bazyli powinno się wpuszczać 300 osób. A jak jest w autobusie. Jego wymiarów nie będę zaniżać. Powierzchnia (16 m x 2,5 m) wynosi 40 m2. Przy 34 pasażerach, w autobusie, przypada niecałe 1,2 m2 na jedną osobę.
Gdzie tu logika?
Ksiądz ogłosił, że chce wynająć autobus. I zaczęła się burza. Media podały. I zaczęły się sypać gromy. Zwłaszcza niewybrednych internautów z antykatolickich portali. Ludzie oczywiście podłapali i w ramach nagonki na Kościół zaczęli wygadywać o głupocie księdza. W powtarzanych, z ust do ust, sensacjach urósł niemal na zbrodniarza. Zastanawiam się, dlaczego reakcja tak negatywna. Przyczyn może być wiele. Mogą to być:
- niechęć do Kościoła
czyli totalna krytyka wszystkiego, co związane z Kościołem; wyczytałem o tym w wp.pl, który od lat prowadzi nieustanną walkę z naszą wiarą; potępiając różnorakie działania księży i uogólniając je na całą wspólnotę wiernych, - poprawność polityczna
do niej zalicza się krytyka Kościoła, a także krytyka podważania jakichkolwiek decyzji służących ochronie zdrowia, - troska o zdrowie
zawsze cenna, ale czy zawsze zgodna ze zdrowym rozsądkiem, - troska o Kościół
paradoksalnie też, to troska o to, aby żaden wróg Kościoła nie znalazł czegokolwiek, co mogłoby mu posłużyć da ataku.
Ale na pomysł księdza zareagowały nie tylko media niechętne Kościołowi. Także rzecznik kurii wyraził dezaprobatę i zapewnił publikę, że ogłoszenie nie odzwierciedla „rzeczywistych działań duszpasterskich podejmowanych w parafii w obecnym czasie”. Kuria uznała żart proboszcza za „niewłaściwy”. Dlaczego tak zareagowali? Na pewno nie z niechęci do Kościoła. Jeśli z powodu poprawności politycznej, to jestem tym wielce zgorszony. Uważam, że duszpasterze nie powinni ulegać terrorowi politycznej poprawności. Powinni odważnie głosić to, co jest prawdziwe i słuszne. A na pewno nie karcić księdza, za uświadomienie ludziom niewspółmierności zasad. Jeżeli kuria uczyniła to w trosce o zdrowie, to zamiast rugać księdza powinna ustosunkować się nie tylko do ogłoszenia, ale też do sensowności narzuconych rygorów. I wyraźnie stwierdzić, że obostrzenia powinny być adekwatne do miejscowych warunków i sytuacji epidemicznej. Natomiast, jeśli kuria zareagowała w trosce o dobro Kościoła, to doskonale. To świadczy o odpowiedzialności. I świadomości, jak wiele środowisk jest gotowych uczynić wszystko, aby tylko zaszkodzić. Ale. Gdyby tak było, to nie uznaliby żartu za „niewłaściwy”, tylko za zwracający uwagę na problem.
W całej tej sprawie zgubili się gdzieś wierni. Nikt nie wypowiada się o tym, czego oni pragną. O tym, że potrzebują fizycznego uczestnictwa w mszach świętych, Eucharystii pod postacią fizycznie przyjmowanego Chleba. Że tęsknią do uczestnictwa w Gorzkich Żalach i Drodze Krzyżowej.
A także tego, że nie wiedzą, dlaczego nie można odprawiać mszy i nabożeństw w otwartym terenie, na którym wierni mogliby być rozlokowani z dużymi odstępami.