Uncategorized

Nigdy więcej!

Chodziły za mną od kilku dni. Najpierw zlekceważyłem. Ot, zbieg okoliczności, przypadek, że zwróciłem uwagę. Ale coraz bardziej łaziły. Gdy tylko obejrzałem się za siebie, to widziałem jak łażą za mną. Przyznam, że miałem na nie ochotę.

Dziś to samo. Poszedłem rano na spacer z psem. Łażę sobie po lesie, a one za mną. Im bliżej końca spaceru, tym nachalniej. Jeszcze się trochę broniłem. Chciałem uniknąć kłopotu. Ale kusiły. W końcu nie dałem rady się oprzeć. A teraz żałuję. I obiecuję sobie, że to już ostatni raz. Że już nigdy więcej.

Przywędrowały do mnie z Ukrainy albo Rosji. Nie bardzo potrafię odróżnić. Choć przyznam, że wirtualnie poznałem je via Internet. Od razu wpadły w oko, a może raczej smak. Miałem ochotę, ale się bałem. To już nie ten wiek, aby eksperymentować. Nie ta sprawność manualna, że tak powiem. Szybko się męczę. No i brak precyzji ruchów. I podzielności uwagi.

Po powrocie do domu wziąłem się za nie. Zacząłem od patelni, rzecz jasna. Sprawdzić czystość, ew. umyć. Była czyściutka. Położyłem ją w gotowości do dalszego działania. I zabrałem się za skompletowanie wszystkiego, co potrzebne do dzieła. A następnie utworzenie z tegoż jednolitego tworu. Patelnia była gotowa. Dobrze rozgrzana. Nasmarowane, a właściwie polana tłuszczem.

Bardzo dawno tego nie robiłem. Dlatego skorzystałem z rad fachowców. Właściwie fachowczyń. Nasypałem mąkę na talerz i położyłem pierwszą porcję. Wydawało mi się, że ta masa jest zbyt twarda, za gęsta. Ale, należało uformować placuszek nie zważając na konsystencję. Niestety, wszystko się rwało. Ale w przepisie wyraź „stało napisane”, aby nie dosypywać mąki. I słusznie, bo byłoby zbyt twarde. Tak też uczyniłem, czyli nie uczyniłem. Ino, że przestałem otaczać w mące. Od razu na patelnię. Większość rwała się. Nie dawała przewrócić. Pomimo tego, że smażyłem dłużej, niż zalecano. Może, co trzeci wyszedł jako, tako. Odstąpiłem je żonie. Sam zjadłem te porwane lub niedopieczone wg orzeczenia żony.

Smażenie placków lub naleśników to koszmar. Nigdy więcej. Żadnych syrników. Niech sobie Ukraińcy z Rosjanami się nimi zajadają. Niech sobie za mną łażą. Nie potrafię. Nie potrafię ani syrników, ani placków, ani naleśników. Wielokrotnie poprosiłem, aby mnie ktoś nauczył. Nic z tego. Każdy się wymądrza, ale nikt nie nauczy. Precz ode mnie. Żadnego smażenia. Jajecznicy też nie będę smażyć. No może ino niektóre ingrediencje, które w niej lubię. Ino co z omletami? Też zrezygnować ze smażenia? Może, tak. Kiedyś spróbuję. Ale natenczas mam dosyć.

Nigdy więcej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.