Uncategorized

Odpust

Pierwszy raz postanowiono zorganizować piknik. Nowy (od roku) proboszcz miał już przećwiczone w poprzedniej parafii. Wiedział, do kogo się zwrócić i po co.

Najpierw kilka zebrań. Ale głownie chodziło o osoby, które zechcą cos robić. Szczegółowego planu nie było. A dyskusje toczyły się godzinę rozpoczęcia i menu oraz atrakcje. Menu ksiądz podawał później z ambony.

Roboty miały sie rozpocząć 14:00, ale zadeklarowałem, że mogę być po 15. Byłem ok. 15:20. Namioty były już rozstawione przez strażaków. Stoły i krzesła przywiezione. Elektryczne przewody porozciągane. Ciasta się schodziły. Wielki gar elektryczny, taki 20 l czajnik, przyniosłem i jakoś udało mi się go postawić na stoliku. Tacki, talerzyki, kubki, sztućce. Kiełbasa, napoje, kaszanki, karkówki czekały. Kolejne dojechały po 1,5 h wraz z dwoma kociołkami grochówki oraz grilem.
przyjechała dmuchana zjeżdżalnia. Lodówka już była. Zaczęła się przyłączanie. Zaczęły strzelać korki. Nie od szampana, tylko bezpieczniki. Nikt nie bilansował mocy. Zacząłem szukać bezpieczników. Proboszcz wskazał, gdzie są tablice. I po nitce do kłębka, czyli po przewodzie do rozdzielnicy. No się zaczęło przepinanie, szukania przedłużaczy, eliminowania zagrażających życiu. Ale coś się znalazło i udało się przyłączyć wszystko co trzeba. W nagrodę poprosiłem o loda. I dostałem. Zbliżała się msza święta. Przyjechał biskup. Obszedł obejście parafialne. I zaczęły się przygotowania.

Potem uroczysta msza święta. Uczta Eucharystyczna. Adoracja. Procesja. O ile najpierw był tłum w malutkim kościele, to po procesji, na błogosławieństwo przyszła tylko garstka ludzi. Widać niewielu bardziej zależało na odpuście niż na karkówce.

Przed procesją ksiądz zapowiedział, że piknik zacznie się od jeszcze jednego błogosławieństwa. Już na zewnątrz. Za sceny miał kilka słów powiedzieć biskup. W tym czasie troszkę się ochłodziło. I prawdę powiedziawszy, też pomyślałem o karkówce, gdy wyszedł z kościoła. Ale kolejka była imponująca. 20 – 30 metrowy grubaśny wąż kolejkowiczów. Do ciast też, ale tam dawało się dostać. Słowa biskupa zaginęły, pomimo wzmocnienia elektronicznego w rozgwarze. Podobno tak zawsze na takich imprezach. Jak jest koryto, to już nic innego się nie liczy.

Jednak najpierw należało zadbać o worki na śmieci. Ktoś poprzypinał je pinezkami do drzew. Dodatkowo obwinęliśmy drzewa taśmami przyklejając do nich worki.

Potem znalazłem sobie wolne krzesło na zapleczu ciastkarni. A że ciasta były w zasięgu ręki, to i sięgnąłem po nie. Łakomstwo dałem upust.

A potem … Na końcu Apel Jasnogórski. I jeszcze śpiewy. Kilka modlitw. Zmrok już zapadł. Trzeba było składać. Uprosiłem proboszcza, aby wziął mikrofon i głośno wszem i wobec powiedział co z czym rozbić, dokąd wynosić, co składać itd. No to składaliśmy. Zostało 10 facetów. Potem 6. Ale udało się. Złożyliśmy. Jeszcze chwilę pogadaliśmy.

Wróciłem zmęczony. Ale z poczuciem satysfakcji. Impreza się udała. Było wesoło, spokojnie. Dzieci wciąż oblegały lodówkę z lodami. I butlę z helem oraz balonami. A na każdym balonie szkic kościoła. Chyba dzieci miały prawdziwy ubaw.

Zastanawiam się, ile osób przyszło na mszę odpustową, a ile tylko na piknik. Ile osób zostało obok kościoła, gdy działo się najważniejsze.

Ale smutne też było. Ok. 22 przyjechało małżeństwo. Prosto z pracy. A tu po herbacie. wszystko niemal zupełnie posprzątane. Pusto. Cicho. Nawet estrada opustoszała. Żal mi ich było. Ale cóż … Będą rok musieli poczekać. Mam nadzieję, że wtedy im się uda uczestniczyć w całości.

Nie wiem, ilu było piknikowiczów. Mięsnych potraw wydano niespełna 300. Licząc po tackach. Ile będzie za rok?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.