Jezus bierze krzyż na swoje ramiona – Stacja II
Jezus bierze na swoje ramiona symbol hańby. To jest dodatkowym upokorzeniem. Wycieńczony torturami, opluty, znieważony bierze krzyż. Który wtedy nie był symbolem wiary. Bierze krzyż, aby wypełnić wolę Ojca. Czyni to dla naszego zbawienia.
A my? Co my czynimy dla naszego zbawienia? Co czynimy na widok krzyża, który trzeba nieść? Nie jako symbol, ale jako poświęcenie. Jako wyraz pokory i posłuszeństwa. Co czynimy?
Zwykle staramy się uciec, zwalić na kogoś innego, uniknąć. Nie uznajemy krzyża przeznaczonego dla nas jako drogi do Boga. Drogi przez wyrzeczenie, cierpienie, ofiarę. Czasem nawet znacznie gorzej. Czasem ktoś ośmieli się powiedzieć, że to kara za grzechy. Podobno jakiś ksiądz (jak donoszą antykatolickie media) wyraził się, że koronawirus jest karą za grzechy. A choroba jest rodzajem krzyża. Cierpienie w chorobie można (a nawet, trzeba) ofiarować Panu. Ofiarować, aby Mu „ulżyć”. Aby towarzyszyć mu w tym dźwiganiu. Myślisz, że sugeruję odmowę leczenia? Albo cierpiętnictwo? Ależ nie. Myślę o pokorze. O przyjmowaniu losu takim, jaki jest. Oczywista, mamy obowiązek kształtować naszą przyszłość, na tyle, na ile jest to możliwe. Ale nie sprzeciwiać się deszczowi, że pada. Przyjąć. I ofiarować.
A czasem wstyd wziąć krzyż na ramiona. Czy Jezus się wstydził wtedy? To dlaczego się wstydzisz? Właściwie, to stykam się z dwoma przeciwstawnymi postawami. Jedni szpanują, pokazują wszem i wobec, że niosą krzyż. A drudzy ukrywają ze wstydem. Bo co ludzie powiedzą. Obie postawy nie są dobre. Potrzebna pokora. Zrozumienie. Wydaje mi się, że trzeba dawać przykład. Z uśmiechem cierpieć. Świadomie. Tak, aby nasze otoczenie nie czuło się zażenowane. Ale aby zaakceptowało fakt. Aby ci, których znamy, potrafili udźwignąć własne krzyże. Aby mieli motywację.
Krzyż można nieść w samotności. Ale można wspólnie. Na przykład Matka Teresa chwytała każdy krzyż, każdego człowieka i pomagała nieść. Albo przynajmniej starała się pomagać nieść. Właściwie, to nigdy nie niesiemy krzyża samotnie. Zawsze jest przy nas Jezus. I pomaga nam nieść. A ciężar różnie się rozkłada. Czasem spychamy na Chrystusa cały (prawie) ciężar. Czasem staramy się wziąć na barki jak najwięcej. Aby ulżyć Mu. Z wdzięczności. Z miłości.
Czy Jezus skarżył się biorąc krzyż na plecy? Czy złorzeczył? Nie czytałem o tym. Wziął z pełną świadomością, że nie jest winny. Że nie jest winny tego, o co jest poskarżony. Wziął, bo znał cel. Wiedział, że jest to cena, którą trzeba zapłacić. Za nas. Za mnie, za Ciebie. Za każdego. A my pytamy wciąż: Czy cierpienie ma sens? Wmawiamy sobie i innym, że cierpienie sensu nie ma. Nie chcemy dostrzegać. Na każdym kroku. Chyba jednymi z najczęściej kupowanych medykamentów są środki przeciwbólowe. Jezus takich nie miał. Ale miał cel. Posłannictwo. I był posłuszny Ojcu.
Nie chcę powiedzieć, że chętnie wziął ten ciężar. Nie sądzę. Sądzę, że jako bał się. Bólu. Ale też odpowiedzialności. Czy poraniony, spragniony, osłabiony upływem krwi zdoła unieść. Czy wykona zadanie do końca. Jako człowiek. I to ze świadomością, że będąc Bogiem mógł jednym słowem przerwać tortury. Albo udawać, że dźwiga. Wszak tyle cudów dokonał. Byłoby to zaprzeczeniem posłannictwa. Cwaniactwem. Bał się, ale podjął wyzwanie. I wypełnił je do końca.
A ty jak wypełniasz swoje zobowiązania? Niejednokrotnie zdarzyło mi się, że porzucałem zadanie. Albo szedłem na łatwiznę. Udawałem, że dźwigam. Jęczałem, zawodziłem, choć nie było powodu. Jak często biorąc krzyż na ramiona, wybierałem najlżejszy, taki bez ostrych kantów. Najwygodniejszy. Ale z należnych laurów nie rezygnowałem. Zdarzało się też, że gdy społem mieliśmy dźwigać krzyż, tylko markowałem, że dźwigam. Cały ciężar nieśli inni. Myślisz, że to czcze przykłady? A czy już w czasach szkolnych nigdy nie odpisywałeś lekcji? Nie ściągałeś? Czy nie wymigiwałeś się od swoich obowiązków? O co z odpowiedzialnością? Za żonę, dziecko, pieska czy kotka? Czy zawsze przyjmujesz z pełną odpowiedzialnością. Nie tylko to, co sprawia przyjemność czy satysfakcję. Ale i to, co stanowi trud. Opiekę nad chorym. Sprzątanie. Zwykłe codzienne obowiązki. Wykonywane z troską o to, aby wykonane były jak najlepiej.
Łk 9,23 Potem mówił do wszystkich: «Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje!
Jeśli chcesz iść za Nim, to weź swój krzyż. Teraz. Nie jutro. Nie za tydzień. Nie, jak skończysz to, co robisz. Weź na każdy dzień. Na każdą chwilę. Na dobre i na złe okresy. Wtedy, gdyś pełen siły i wtedy, gdy nie masz siły się poruszyć. Po prostu naśladuj.