Monolog

Radosnoróżańcowa piątka

Ileż mam z tym kłopotów. Długi czas oburzało mnie zachowanie małego Jezusa. Jak On mógł olać rodziców? Jak mógł samowolnie opuścić? To coś w rodzaju giganta.
A potem jeszcze ta odpowiedź. Bez skruchy. Może nawet z pewną naganą?
Cóż za krnąbrny dzieciak. A rodzice, zrozpaczeni, bezradni, szczęśliwi. Jak mógł i to uczynić. Jak ja bym postąpił w takiej sytuacji? (O kurczę, niepotrzebnie napisałem to pytanie. Uczyniłem to mimowolnie. Uwierz, nie miałem tego w planie. Jakoś tak wyszło.) Zapytałem, więc odpowiedzieć muszę. To trudne. A co gorsza zupełnie niespójne z tym, co chciałem napisać. Otóż ja przede wszystkim obciążał samego siebie za niedopilnowanie dziecka. Obojętne od tego, w jakim wieku ono jest. Czy trzylatek to, czy trzydziestolatek. Szukałbym w tłumie od razu. Nerwowo i z determinacją. Ze złością i wściekłością. Jak bomba z tykającym lontem. A gdybym znalazł, to radość mieszałaby się z pretensjami. Pretensjami do samego siebie, ale prawdopodobnie wyrażanymi w taki sposób, jakby to była wina dziecka. Na szczęście szybko uchodzi powietrze z nakłutego balonu.
Wróćmy do starożytności. Wielkie święto. Rodzina wędruje zgodnie z tradycją. A syn jest na progu przemiany. Z dziecka w dorosłego. Bar Micwa. To na ten czas, jak mi się wydaje, przypada ten fakt. Przestaje być dzieckiem. Staje się mężczyzną mającym prawo rozważać i interpretować Torę. Może ją czytać i wyjaśniać.
Wyobrażam sobie, że Jezus idąc do Jerozolimy jeszcze był traktowany jak dziecko. Ale wracając, już powinien być uznawany za mężczyznę. A tam wielkie tłumy. Ludzie tłumnie wracają. Kobiety w grupach kobiet. Mężczyźni z mężczyznami. A gdzie Jezus? Pierwsza myśl: powinien tu gdzieś być. Przecież niedawno był.
Maria miała pełna prawo uważać, że młody mężczyzna będzie szedł wraz z mężczyznami. Że potraktuje to jak nobilitację. Dojrzały młodzieniec nie będzie się przecież pętał z innymi chłopakami wokół kobiet. Ale, gdyby szedł wraz z nią, to nie szedłby za rączkę. W paczce rówieśników harcowałby w pobliżu pań. Dopiero wieczorem, w porze posiłku, widziałby się z Matką. Spokojnie wędrując nie musiała się o niego martwić, gdy obracał się w gronie kolegów, sąsiadów, krewnych. Gdyby coś się stało, zostałaby szybko powiadomiona. Mogła iść spokojnie.
A co mógł sobie myśleć Józef? Ano był przekonany, że skoro Jezus szedł do Jerozolimy wraz z kobietami, to tak samo wróci. Poza tym, nie musiał iść w grupie obok niego. Mógł iść wraz z młodszymi dyskutującymi na tematy frapujące młodych. I znów, wieczorny posiłek stawał się momentem, w którym można było stwierdzić, że kogoś brak.
Dla bezpieczeństwa samotnie nie wędrowano po nocy. Po nocy pełnej nerwów i cierpienia, po wielogodzinnym przekonywaniu samych siebie, że Jezus jest drugiej grupie, Maria i Józef postanowili to sprawdzić. Postanowili więc przepytać każdego z kim szli, czy nie widział Jezusa. Sprawdzić w grupach, które wyszły nieco wcześniej. A potem, idąc z powrotem do Jerozolimy przepytywać i przeszukiwać pozostałe grupy pielgrzymów. Niełatwe zadanie przepytywać tłumy ludzi. A szukających swoich dzieci było prawdopodobnie wielu. Powoli szła droga. Dopiero trzeciego dnia udało się dotrzeć. A tam co?
Dlaczego nie pomyśleli o czymś tak oczywistym? Dlaczego nie pomyśleli, że Jezus jest w domu. W Domu Bożym. W Domu Ojca. W najświętszym ze świętych miejsc. Jezus cały czas przebywał w swoim domu. I czynił to, co wierzący Żyd czynić powinien. Zgłębiał Słowo. A swoją bosko-dziecinną logiką zmuszał uczonych do myślenia. Nakierowywał ich na właściwą interpretację. Nie literalną. Pomagał znaleźć sens w Słowie. Pomagał dostrzec bo boskiej intencji w nim zawartej.
Wreszcie spotykają się. Gniew, pretensje mieszają się ze łzami szczęścia. Dlaczego? Dlaczego Ty? Dlaczego Wy? Czyż nie jestem W Domu? A potem skrucha. Zrozumienie. Wybaczenie. To była wola Ojca. A Jezus wszak, nie dość że jest Jego synem, to jeszcze został Mu ofiarowany. Gdy pierwszy raz mógł zadecydować o sobie, pomyślał o Ojcu. I Jego woli. I potrzebie spełnianie tejże. A jednak wrócił z nimi. Uległy, pokorny. Wciąż przykład dający, że w życiu należy zawsze wybierać najwyższe dobro.
Tak oto wyglądały trzy dni Rodziny związanej uczuciem miłości wewnętrznej scementowanej uczuciem skierowanym do samego Stwórcy. Uczuciem miłości, wierności, wdzięczności…

Możliwość komentowania Radosnoróżańcowa piątka została wyłączona