
Wojna
Wszystko zaplanowane. Jest potwierdzenie ze strony Rosji. Wojna ma się rozpocząć dopiero w 2030. I jest to zgodne z przewidywaniami europejskich analityków. Jako samolub mam nadzieję, że tego nie dożyję. Ale inni, niestety, tak.
Si vis pacem, para bellum.
Ostatni gwizdek. Nie wiem, czy nie za późno. Na razie nie posiadamy zdolności produkcyjnych pocisków. Zwłaszcza o szczególnie potrzebnym kalibrze. Generalnie możliwości produkcyjne amunicji, w niektórych sortymentach, są wystarczające w warunkach pokoju. W przypadku bezpośredniego konfliktu musiałyby być kilkakrotnie większe. W tym miesiącu kupiono licencję na 155mm. Czy uda się w ciągu 5 lat uruchomić (ciągle opóźniającą się) produkcję? A na dodatek mieć możliwość zwielokrotnienia produkcji w przypadku wojny?
Konieczne zwiększenie produkcji ciężkiego sprzętu? Czy oprócz Krabów uda się uruchomić produkcje czołgów? Za miesiąc ma być podpisany kontrakt na zakup 180 K2. A optymiści wierzą, że pierwszy licencyjny K2 wyjedzie pod koniec przyszłego roku. Mam nadzieję, że się uda.
A co z samolotami, śmigłowcami? Też negocjowane są kontrakty. I bardzo dobrze.
Amunicja
Sam sprzęt nie wystarczy. Konieczna amunicja. Planowane są budowy fabryk, które umożliwią produkcję na poziomie ponad 200 000 szt. rocznie. Ale w jakim asortymencie? Jak na razie gros amunicji jest sprowadzane z Niemiec, Czech, Francji, Słowacji i Finlandii. A proch wielobazowy jest w całości sprowadzany. Od lat trwają staranie o uruchomienie środków wybuchowych (Mesko Pionki). Bez tego produkcja amunicji nie ma wielkiego sensu. Może w najbliższych latach uruchomią?
Defence24.pl jednoznacznie stwierdza, że Polska nie ma zdolności samodzielnej produkcji komponentów do wytwarzania pocisków. Pięć spółek zbrojeniowych zapowiada uruchomienie i rozwijanie produkcji. (Mesko, Zakłady Metalowe Dezamet, Zakłady Chemiczne „Nitro-Chem”, Zakład Produkcji Specjalnej Gamrat i Zakłady Elektromechaniczne Belma.) Kiedy się uda uruchomić produkcję zaspokajającą potrzeby polskiej armii? Czy jeszcze przed rozpoczęciem III Wojny? Azoty planują produkcję materiałów wybuchowych na wielka skalę. Ale i tak nie wszystkich. Cały czas jesteśmy i będziemy uzależnieni od zakupów.
I dobrze. Chyba krewni i znajomi królika, zamiast produkować, obsiądą tylko stołki i myśleć będą tylko o sobie.
Na dzisiaj zapotrzebowanie sił zbrojnych Ukrainy na amunicję artyleryjską znacznie przerasta zdolności produkcyjne całej Unii Europejskiej. Problem nie dotyczy tylko Polski, ale całej UE.
W zeszłym roku, na najbliższe dwa lata, UE przeznaczyła € 1,5 mld. Z tego Polska (zakłady Dezamet w Nowej Dębie) otrzyma aż € 2,1 mln. Dla porównania Norwegia € 87,6 mln, Niemcy € 85 mln, Węgry € 27 mln. Genialnie się spisali nasi negocjatorzy, nasze władze tak zaprzyjaźnione z władzami UE. Ale na obronę naszego rządu należy uchylić rąbek tajemnicy. A mianowicie, w tych krajach działają zakłady kontrolowane przez Rheinmetall. I to klucz podziału pieniędzy. Mają płynąć tam, gdzie będą zasilać budżet niemiecki. Taka jest polityka UE.
Kody do broni i ograniczenia
Wszystko ładnie w czasie pokoju. Można dyskutować o produkcji, zakupach. Można bez ograniczeń używać zakupionej broni na manewrach i ćwiczeniach. A co w przypadku konfliku? Co stanie się, jeśli USA powie, że Abramsy nie mogą strzelać na wschód, tylko na np. południe? Albo, że rakiety F-16 mogą być używane do celów leżących na terenie Polski i do 20 kilometrów poza granice? Co się stanie i ktoś, gdzieś naciśnie guziczek i Leopardy nie odpalą?
Do tego jeszcze remonty, napraw, części zamienne.
Problem w tym, że tylko własna produkcja umożliwia pełne wykorzystanie sprzętu. Każda zakupywana w innym kraju broń i amunicja jest obwarowana wieloma klauzulami ograniczającymi ich użycie. Doskonale to widać na przykładzie Ukrainy. Nie wolno dalej, niż. Nie wolna atakować jakichś celów. Albo można tylko do obrony, ale nie do ataku. Jaki to ma sens? To tak, jakbym kupił samochód z zastrzeżeniem, że mogę nim jeździć do pracy, ale do kościoła już mi nie wolno. Absurd.
Honor czy pragmatyzm.
Jakie efekty przyniosła II Woja tym, którzy stulili uszy po sobie i zgodzili się na żądania Hitlera? Albo wypowiedzieli wojnę, ale nie strzelali. A gdy trzeba było strzelać, to rezolutnie poddali się. Czesi, Francja, Benelux, są dobrymi przykładami. Wystarczy porównać straty ludności, przemysłu, infrastruktury. Za honor się płaci. A pokorne cielę jakoś się wyżywi.
Nie, nie namawiam do natychmiastowej kapitulacji. Ale naprawdę nie wiem, czy nie jest ona lepszym rozwiązaniem niż beznadziejna walka.
Nie mam wątpliwości, że art. 5 nie uchroni Polski przez przejazdem walca. Zanik cokolwiek się stanie, to Ruskie dojdą do Wisły. Teraz zdobywają doświadczenie. Nie popełnią tych samych błędów. Blitzkrieg w wydaniu rosyjskim.
Europejska armia
Kto ma dowodzić? Kto ma decydować u użyciu wojsk? Oczywiście naczelne dowództwo EURO-NATO. Czyli UE. Czyli Niemcy.
Jaki jest sens budowania europejskich sił zbrojnych? Ano taki, żeby uniemożliwić Rosji przekroczenie Odry. Już nie Wisły, ale Odry i Nysy. Tylko, że Rosja w 2030 ma zamiar dość do dawnej granicy NRD-RFN.
Jedynym sensownym rozwiązaniem jest powierzenie dowództwa krojowi, który został zaatakowany. A zanim to nastąpi, to główną rolę w dowództwie powinny odgrywać kraje sąsiadujące z Rosją. W szczególności te, które są najbardziej zagrożone. A najbardziej zagrożone są te, które przed pierestrojką znajdowały się w dominium sowieckim.
Słożenicyn, kilkadziesiąt lat temu napisał, że Francuzi nie zrozumieją sytuacji w demoludach dopóki w Paryżu nie staną sowieckie czołgi. I to jest nadal aktualne. Kraje zachodnie nie zrozumieją naszych obaw. Dlatego nie mogą one decydować za nas. Bo oczywistym jest, że tak jak 8 lat temu nie chcieli umierać za Gdańsk, tak teraz nie będą umierać za Warszawę.
Ale i tak, gdyby dowództwo było w rękach Polski czy Litwy, to i tak siły europejskie by nie zadziałały. Okazałoby się, że Niemcy potrzebują 3 miesiące na to, aby przeprowadzić mobilizację umożliwiająca wysłanie wojsk. A Francuzi nie mogliby pomoc, bo nie maja jak przetransportować swoich przez terytorium Niemiec (problemy logistyczne, taborowe itd.). I znów, wśród serdecznych przyjaciół, psy by zjadły zająca.
Kiedy wojna
Rosja coraz śmielej upomina się o przywrócenie Jałty. Już przestawili gospodarkę na tory wojenne. Zapowiadają, że do 2029 osiągną potencjał umożliwiający rozpoczęcie aktywnej obrony przez Zachodem. Mają zamiar obronić wszystkie terytoria nad którymi panowali. Pewnym problemem będzie zapewne ich okresowy sojusznik, który niezbyt chętnie będzie chciał oddać enerdowo. Kto się lubi, ten się czubi.
O ile Rosja już przestawiła gospodarkę, to w UE się dyskutuje. I zanim się przestawi, będzie już po herbacie. Rosja czeka na kolejne wybory w USA. Bowiem zanim zaatakują (czyli zanim zaczną się aktywnie bronić) muszą przeanalizować stanowisku USA. Bo z tym jest pewne ryzyko. Chyba, że tym tematem zajmą się Chiny.
Rola Chin jest bardzo ważna. Z dwóch powodów. Po pierwsze Chiny (podobnie jak Niemcy) postawiły na ekspansję gospodarzą i finansową. I wojny nie leżą w ich interesie (z wyjątkiem wojny o honor czyli o Taiwan). Drugim aspektem jest udział Chin w zbrojeniu Rosji (to akurat jest dobrym interesem). Oczywiście zbrojenie inteligentnie, bo przecież nie w taki stopniu, aby jak to już bywało, przyjaciel-klient nie przemienił się we wroga.
Na razie równowaga chwiejna. Orwellowski scenariusz 1984 niezbyt się sprawdził, jeśli chodzi o terytoria. Ale po za tym, to się dzieje. Już się dzieje. Niech Bóg ma nas w swojej opiece.

