
Wybory prezydenckie
Czarno to widzę. Niestety Trzaskowski ma je niemal wygrane. W sytuacji, gdy na dwa miesiące przed wyborami ma dwukrotnie większe szanse niż Nawrocki, to musiałby powtórzyć ten numer z zakonnicą Komorowskiego. Chyba, że pojawi się meteor. Czy Mentzen może nim być? Jakieś szanse na to są. Ale nikłe. Bo ma on dwukrotnie niższe szanse niż Nawrocki.
Ale ciekawa jest tendencja. Trzaskowski trzyma się bardzo stabilnie. Wprawdzie nie jako pewniak, ale jego zwycięstwo oceniane z dużym, może nawet wielkim prawdopodobieństwem. I to cały czas takim samym, od samego początku, tj. ogłoszenie kandydatury. Zatem, jeśli nikt nie wyciągnie asa z rękawa, to zostanie wybrany.
Szanse Nawrockiego spadają. Też dość stabilne, choć ulegały pewnym niewielkim wahaniom. Jednak teraz widać, że zaczyna się zjazd w dół. Czy PIS może radykalnie zmienić kampanie? Czy nie za późno? Czy może zrobić woltę w poprzednich wyborów i podstawić innego kandydata (nie pamiętam, jak był z przewekslowaniem Kidawy na Trzaskowskiego, czy zbierali drugi raz podpisy?) Ale może grają minimalistycznie, tylko na druga turę. I mają coś przygotowanego właśnie na drugi etap. Ryzykowna taktyka. Obawiam się. O ile ileś lat temu uważałem Kaczyńskiego za dobrego stratega, to teraz myślę, że już się wypalił.
Mentzen zanotował największe zmiany. I to tylko w górę. Ale na razie daleko mu do awansu. Jednak kierunek zmian jest ważniejszy od samej pozycji. Uważam, że osoby, które stracą wiarę w Nawrockiego mogą się przerzucić na Mentzena. Wtedy zanotowałby skokowy wzrost. Ale byłby to skok tylko do II tury. Czy ma szanse w starciu z Trzaskowskim?
Czwarty w stawce już zanotował tak ewidentny spadek, że przestał się liczyć w rozgrywce. Praktycznie jest on tylko depozytem głosów na Trzaskowskiego w II turze. Chyba, że…
Chyba, że …
Chyba, że Hołownia, Bieljat, Zandberg oraz lewicowy plankton tuż przed terminem wyborów, za 5 dwunasta dokonają handlu z Tuskiem i oddadzą swoje głosy Trzaskowskiemu. W zmian za ileś synekur, rad nadzorczych, albo też tek ministerialnych. Mogą teraz dogadywać się i przygotować deal. I wtedy, jeśli zaapelują do swoich zwolenników o oddawanie głosów na Trzaskowskiego, to ten zwycięży w pierwszej turze.
Nie sądzę, aby nikt z lewicowej koalicji 13XII nie wpadł na taki pomysł. Kwestią jest tylko to, ile żądają za taki układ. Czy Tusk zagwarantuje im odpowiednie korzyści. I tu zaznaczam: zagwarantuje, a nie tylko obieca. Bo oni wszyscy zdają sobie sprawę z wagi jego obietnic.
Co jest główną siłą przekazu?
Na podstawie obserwacji uważam, że nienawiść. Wszystkie „konstruktywne” programy, obietnice są warte funta kłaków. Bo tylko idioci nie wierzą, że rola prezydenta jest praktycznie tylko reprezentacyjna. Owszem, może zwrócić na coś uwagę, może wylać kubeł zimnej wody. Może czemuś zapobiec. Ale władzy sprawczej nie ma. Dlatego wszelkie obietnice, że coś zrobi, są właściwie bez pokrycia. Prezydent bez poparcia Sejmu, Senatu i premiera może tylko wymachiwać polską flagą. I uśmiechać się.
Czy można się spodziewać przełomu?
Wbrew pozorom, tak. Uważam, że pomysł (Dudy czy Kaczyńskiego?) na wizytę Trumpa jest (właściwie był) doskonały. Na dwa tygodnie przed wyborami zostawi trwały ślad. Ale jaki? Biorąc pod uwagę to, że obecnie Trump jest krytykowany przez wszystkie środowiska. Przez jedne otwarcie, od początku i zaciekle. Przez inne dyskretnie, ostrożnie, nieśmiało. Wypowiedzi z wyraźnym dystansem.
Wszystko zależy od tego, czy wygasną gorące wojenki Trumpa, czy dogada się jakoś z Niemcami i Francją? Jeśli tak się stanie, to notowania obozu propolskiego mogą gwałtownie skoczyć. Co nie znaczy, że notowania liberolewicy raptownie spadną. Jednak osłabią się. Czy wystarczająco? Czy na tyle, aby to zaważyło na ostatecznym wyniku? Albowiem należy wziąć pod uwagę, że II tura miesiąc po wizycie. Zatem typowy wyborca zapomni już o jej efekcie. Przeciętny leming ma podobno pamięć dwutygodniową. I to, co przed miesiącem nie istnieje, chyba, że wszystkie media będą o tym przypominać.
Troszkę fantazji czyli wróżenie z fusów.
Czy efekt Trumpa, jeśli będzie pozytywny może dać efekt wygrania I tury przez któregokolwiek niewicowego kandydata? Nie sądzę.
Czy efekt Trumpa może spowodować, że Trzaskowski nie przejdzie do II tury? Uważam to za skrajnie nieprawdopodobne.
Ale casus zakonnicy Komorowskiego może się powtórzyć. Przynajmniej teoretycznie. A wizyta Trumpa może być tego katalizatorem. Nie można też wykluczyć wizyt kanclerza niemieckiego czy prezydenta Francji, którym bardzo zależy na spolegliwości Polski. A tę wasalizację zagwarantować może tylko przydupas Tuska.
Marzenie, ale i zagwozdka.
Co by było, gdy w drugiej turze startowali Nawrocki i Mentzen? Dla mnie byłby to zasadnicza zmiana. Musiałbym się głęboko zastanowić. Przeanalizować dotychczasowe życie jednego i drugiego. Może jakiś niewielki procent uwago poświęciłbym też ich kampanijnym wypowiedziom. Jednak głownie skoncentrowałbym się na ich przeszłości. Bo przeszłość jest świadectwem. A słowa, to tylko słowa. Z zasady ostrożnie podchodzę do słowo polityków. Przynajmniej tych wypowiadanych na trzeźwo. In vino veritas. Tak jak w 2005 jeden z posłów PO usiłujący mnie przy piwie na wrocławskim rynku przekonać do swojej partii, spowodował, że zdecydowałem się na danie głosu na PIS. Luźna atmosfera kolejnego kufla po dniu pracy wyzwala troszkę szczerości. Ale marzenie się nie sprawdzi. No, chyba, że cud.
Co decyduje o preferencjach?
To zależy od grupy wyborców. Dla betonu, czyli żelaznego elektoratu każdej z partii nie ma znaczenia co kandydat obiecuje, mówi. Nie ma znaczenia jak wygląda, czy jest przystojny, wysoki, elokwentny. Liczy się tylko to, że jest wystawiony przez konkretną partię. Liczy się zaufania do tej partii, albo całkowity brak zaufania do innych partii.
Języczkiem u wagi są niezdecydowani, wahający się. To oni decydują. Czym zatem kierują się?
Wydaje mi się, że najważniejsza jest ogólna prezencja. Wygląd wzbudzający zaufanie. Także sposób bycie, elokwencja. Ogólnie rzecz biorąc powierzchowność. Sądzę, że te przymioty są szczególnie ważne dla kobiet. A one stanowią ok. połowę wyborców. Natomiast mężczyźni, jak mi się wydaje, bardziej zwracają uwagę na formę wypowiedzi. Quasimerytoryczność. Umiejętność dowcipnego zbywania pytań i odwracania kota ogonem. A tę cechę odziedziczył Trzaskowski po swoim patronie.
Wydaje mi się, że gdyby przedstawić tych trzech głównych kandydatów jakiejś społeczności zupełnie niezainteresowanej polityką, sprawami społecznymi i zupełnie nie kojarzących ich z nikim i niczym, to wynik wyborów pokrywałby się z dzisiejszymi notowaniami. Można byłoby na pewniaka obstawiać taką triplę. Mogliby nawet mówić w językach niezrozumiałych dla tych „wyborców”. Tylko mowa ciała, tembr głosu, mimika. No i aparycja.
Nasuwa mi się smutny wniosek, że o wyniku wyborów zadecydują ignoranci. Bezmyślne tumany leśne. Plankton unoszący się bezwładnie tam, gdzie prądy niosą.
Kto jest dla kogo przeciwnikiem?
Dla Trzaskowskiego głównym wrogiem jest ten, kto załapie się na druga turę. A jak na razie wszystko wskazuje na Nawrockiego. Ale musi też trochę opluwać Mentzena, bo a nuż? Pozostali nie są przeciwnikami. Walka przeciw Nawrockiemu wpisuje się doskonale w politykę zemsty koalicji 13XII. Cały aparat kilku partii jest w to zaangażowany. Leitmotivem jest nienawiść. A nienawiść jest najlepszym nośnikiem emocji. Cała kampania opiera się na nienawiści. I tu Trzaskowskiemu daje ogromną przewagę wieloletnia kampania nienawiści. PIS to samo zło.
Kto jest przeciwnikiem Nawrockiego? Uważam, że wyłącznie Trzaskowski. Nie przyglądam się kampanii wyborczej. Chyba po to, aby się nie dołować. Bo nie wierzę w jego wygraną. Choć uważam, że powinien się dostać do następnego etapu. Jestem zmęczony. Widzę zmęczenie społeczne. Ludziom też się nie chce.
Nawrocki nie może grać przeciw Mentzenowi. Może cos delikatnie, ale na pewno nie z nienawiścią, nie frontalnie. Bo musi liczyć na jego wyborców. Jeśli znajdzie się w drugiej turze, to będzie musiał o nich walczyć. A każde jego słowo przeciw Mentzenowi jest źle odbierane. Tym bardziej, że dla przeciętnego człowieka oznacza to polskie piekło. Wojenki wewnątrz obozu propolskiego. Nawrocki nic nie zyskuje na dystansowaniu się od Mentzena. Raczej traci. Nawrocki w swoim stosunku do Mentzena musi też beć pod uwagę, że jeśli to nie on, a Mentzen załapie się na dogrywkę, to będzie musiał zaapelować do swojego elektoratu o poparcie Mentzena. A głupio byłoby nagle zmienić front.
Kto jest przeciwnikiem Mentzena. Dla niego liczy się walka o druga turę. Przeciwników ma dwóch. Ale jeden poza zasięgiem. Chyba, że zdarzy się cud. A cudów, jak wiadomo, nie ma. Zatem ma sens dyskredytowanie słabszego. Tym bardziej, że jego elektorat po prostu nie lubi obu opcji politycznych. Niestety, takie podejście osłabia pozycję Narwockiego w finałowej grze. Trudno będzie nagle przekonać zwolenników Konfy do głosowania na mniejsze zło. Wydaje się, że oni oleją dalszy ciąg. Że będą działać tylko do czasu, gdy ich człowiek w grze. Ale, ale i tu może się coś zdarzyć. Nawrocki może (czy na to wpadnie?) oficjalnie przedstawić Mentzena jako swojego najbliższego współpracownika w przypadku wygranej. Takiego prawie wiceprezydenta. Zapowiedzieć udzielenie mu wielu pełnomocnictw. Zademonstrować, że darzy go zaufaniem. I przedstawić wspólne cele. To może chwycić. Ale czy może przeważyć szalę?
Czy liczy się światopogląd?
W jakimś stopniu, tak. Chyba głownie w zakresie spraw społecznych. W szczególności aborcja, in vitro, lgbt. Sprawy związane z suwerennością znacznie mniej. Przynajmniej lewicy (w tej chwili skupionej w koalicji 13XII plus RAZEM).
Aborcja. Dla całej lewicy jest to temat wiodący. Sztandarowy. Chyba głównie dlatego, że tak wyraziście sprzeciwia się Nauce kościoła. Niestety, o ile oni są zdecydowani i zdeterminowani (z niewielkim odsetkiem, dla których jest to temat bez większego znaczenia), o tyle środowiska chrześcijańskie już nie są tak zdecydowane. Wielka część „katolików” zupełnie nie rozumie tego, że aborcja to morderstwo. Że zasługuje na bezwzględne potępienie. Że jedyną sytuacją w której można zgodzić się na potencjalną śmierć dziecka, jest ratowanie życia matki lub pozostałych dzieci w ciąży mnogiej. Ale o życie, o każde życie, trzeba walczyć. Do końca. Cały czas mając przed oczyma V przykazanie.
Stosunek do Kościoła. O ile cała lewica ma zdecydowanie negatywny, to środowiska tzw. prawicy są bardzo podzielone. Wielu patriotów ma negatywny stosunek do Kościoła (właściwie do Hierarchii, którą utożsamiają z całym Kościołem). Wieli tzw. katolików (uważających się za takowych) podchwytuje każde oszczerstwo i też opluwa Kościół. (Gdyby byli katolikami, nie opluwali by samych siebie.)
Polska. Tu inaczej. Tylko środowiska patriotyczne, zwane też prawicowymi, uważają polskość i dbałość o interes Polski i Polaków, za coś bardzo ważnego. Dla lewicy nie ma to znaczenie, bo oni w większości są kosmopolitami. Europejczykami. A Polski się bardziej lub mniej wstydzą.
Światopogląd kandydata. Czy musi mieć? Znów diametralnie różne podejście. Dla lewicy 13XII nie ma to znaczenia. Podchodzą do tego bardzo pragmatycznie. Liczy się wygrana, sukces. Zatem ich kandydaci nie muszą mieć poglądów. Albo, tak jak Trzaskowski, mogą mieć wszystkie. (-Ile przysiadów zrobił Chuck Norris? – Wszystkie. – Jakie poglądy ma Trzaskowski? – Wszystkie!) Mogą je elastycznie dostosowywać do sytuacji, słuchających. Politycy drugiej strony wyraźnie akcentują to, że Polska, Polacy i Polskość, to dla nich wielka wartość. Szanują i przywołują historię, etos narodowy. A także historyczne związki państwa z Kościołem.
Idea czy kasa? Mniemam, iż dla większości ludzi problemem głównym jest to, co włożyć do garnka. Tak samo, jak się leczyć i za co. A sprawy wyższego rzędu schodzą na plan dalszy. Najpierw zdrowie i kasa. A potem patriotyzm i wiara. Jedna i w tym względzie ocena rzeczywistości jest przefiltrowana przez propagandę. Większości da się wmówić, że jest lepiej. Nie pamiętają tego, co było rok temu, czy pięć lat temu. Pamiętają to, co dziś powiedział propagandysta telewizyjny. Jak powie, że jest lepiej, to jest lepiej.
Co to będzie? To mnie przeraża. Ale może o tym innym razem. Teraz tak dużo, że nie wiem, czy ktokolwiek zabierze się do czytania. Zresztą wydaje mi się, że piszę sobie a muzom. Sądząc po oddźwięku, po reakcjach, niemal nikt nie czyta. Może i dobrze. Bo po co męczyć wzrok długimi wypocinami.

