Różaniec

Październikowy różaniec. Tajemnice radosne.

 

Ale tajemnice. Dają nam poczucie radości, wdzięczności. Ale pozostają tajemnicami. Czy rozważania mogą przełamać, wyjaśnić te tajemnice? Nie mogą i nie muszą. Nie chodzi o to, aby poznać całą ich tajemniczość, wyjaśnić. Bo wtedy przestałyby być tajemnicami.

Jestem przekonany, że w rozważaniu tajemnic należy skupić się na wdzięczności, na płynącej z nich nauce i na sposobach wykorzystania wniosków w naszym życiu.

I tajemnica radosna: Zwiastowanie.

Zazdrość i podziw. Zazdroszczę Maryi jest ukierunkowania na Boga. Jej otwartości. Bo zdaję sobie sprawę, że niełatwo jest usłyszeć głos Boga i zrozumieć. Przyjąć. Jestem zajęty pracą, jedzeniem, sprzątaniem. Moją uwagę pochłania ból, choroba, nieporozumienia. A także kontakty międzyludzkie. Nie ma w tym niczego złego. Ale w tym zgiełku łatwo przegapić Boży przekaz skierowany do nas. Do mnie.

Ale załóżmy, że usłyszę. To jeszcze musze rozpoznać, od kogo pochodzi. Czy odróżnię wolę Bożę od poszeptów szatana? Czy dla własnej wygody nie zignoruję?

I kolejny problem pojawi się, jeśli pozytywnie przez to przebrnę. Muszę chcieć i potrafić wcielać w życie Bożą wolę. A najpierw musze wypowiedzieć sakramentalne: TAK. Tak jak Maryja.

Ona usłyszała, zrozumiała, rozpoznała posłańca, złożyła deklarację swojego życia. A Boża propozycje wywracała jej życie do góry nogami. Plany małżeńskie, stabilizacji życia, marzenia. Nagle trach. Będziesz służebnicą. Zaryzykujesz swoje dobre imię, narazisz się na odrzucenie przez społeczność. Bo w końcu nieślubne dziecko stawiało ją w niezwykle trudnej sytuacji.
Czy pomyślała, że Józef może się od niej odwrócić, gdy dowie się o ciąży?

Nie wiem, czy w tej krótkiej sytuacji zwiastowania rozważyła wszystkie potencjalne konsekwencje? Sadzę, że tak. Przynajmniej wiele z nich. W ekstremalnych sytuacjach mózg ludzki pracuje z niesamowitą prędkością. Wielokrotnie szybciej niż normalnie.

W każdym razie podjęła ostateczną i obligatoryjną decyzję. Powiedziała: TAK. Tak na wszystko. Na wszystkie skutki tej decyzji.

Czy mogłaby tak odpowiedzieć, gdyby nie kochała Boga? Czy zdołałaby się tak zadeklarować, gdyby nie miała pełnego zaufania do Boga? Nawet powiedziałbym, że totalnej miłości i totalnego zaufania. Ale nie ślepego Bo decyzję podjęła rozumowo, a nie emocjonalnie. Świadczy o tym Jej późniejsze zachowanie. Jaj konsekwentne trwanie w postanowieni, aż do samego końca. Ona zgodziła się na poczęcie i wytrwała do samego krzyża. O potem żyła dalej Jego nauką. Umacniając dziecko Jezusa, czyli Kościół.
Ile razy musiała być rozerwana miedzy miłością do Syna i miłością do Ojca. I chociaż to jest jedna i ta sama miłość, to jednak cierpienie Syna stanowiło dla Niej mękę. A w imię najwyższej miłości musiała to przyjąć. Przejść przez ten ból. Imponujące. Tak imponujące, że trudne do wyobrażenia.

Jak mam Ją naśladować? Z wiekiem wzrasta moja wrażliwość na sprawy Boskie. Coraz więcej dociera. Coraz więcej rozumiem. Wyciągam coraz więcej wniosków. Ale do takiego oddania się Bogu, jak uczyniła to Maryja daleko mi. Trak daleko, że jest to zupełnie nieporównywalne.

Nie potrafiłbym rzucić wszystkiego, postawić całego życia, nawet tego małego kawałeczka, który mi został, na jedną szalę. Wprawdzie modlę się o to, abym potrafił. Ale zawsze znajdzie się jakieś ale. Zawsze okazuje się, że jeszcze coś muszę, chcę zrobić. I wciąż odpowiadam Bogu: Zaraz. Zaraz się przygotuję. Jeszcze nie jestem gotów. A czas ucieka. Nie wiadomo, kiedy się skończy. I co wtedy? Wtedy już nie będę miał czego rzucić, ani czego ofiarować.

A Maryja była zawsze gotowa. Zawsze wpatrzona w Boga Ojca Jedynego. Ta jak radio nastawione na jakąś falę i włączone. On taka była. Ukierunkowana na Boga. Ukierunkowana na wszystko, co od Niego pochodzi. Tylko zazdrościć. I naśladować. Na miarę możliwości. Nieudacznie. Może karykaturalnie. Ale starać się naśladować. Powolutku, z czasem będzie coraz lepiej. Aby ino czasu nie zabrakło.

Dodaj komentarz