Rozważania, dygresje, myśli

Ja, Katolik?

Ja, Katolik, to znaczy, kto? Kto to jest Katolik? Czym się różni Katolik od katolika?
Jakoś wykurzyło mnie to pytanie. Zawarta jest w nim jakaś arogancja. Jakieś przekonanie, że jest się lepszym. Dalej są sensowne wyjaśnienia, ale o tym potem.

Co to znaczy katolik? Kto to taki?
Rzeczywiście, nie ma jednoznacznej definicji. Podobnie do pytania, kto to jest wierzący? Czy są jakieś kryteria pozwalające na stwierdzenie, że ktoś jest katolikiem, a kto już nie? Czy jest jakaś konkretna granica? Albo nawet mniej konkretna?

Niestety (albo stety), nie ma jednoznacznej definicji. Jest bardzo ogólna: Katolik to osoba, która należy do Kościoła katolickiego. Zatem pytanie, kto należy do Kościoła katolickiego? Wszyscy ochrzczeni, którzy nie złożyli aktu apostazji? Osoby kwestionujące Trójcę świętą, nie uznające któregoś z 7 sakramentów, albo podważające prymat papieża – też zaliczają się do wierzących czyli katolików, skoro są ochrzczeni?
Kto decyduje o tym, kto jest katolikiem? Albo co decyduje? Może to, że raz do roku w okolicach Wielkanocy przystąpi do spowiedzi i komunii świętej? Czy to wystarczy, czy trzeba coś więcej? Może jakiegoś zaświadczenia (tak teraz powszechne w Kościele)? Wydaje mi się, że jedynym kryterium jest miłość. I świadectwo miłości. Tylko znów problem: Czy ten, kto kieruje się miłością zawsze jest katolikiem? Czy nie może być protestantem, prawosławnym, muzułmaninem czy żydem?
OK, możemy zawęzić i dodać drugi warunek: Miłość do Boga. Tak, jak to sformułował Jezus (Mk 12.28-34).

Miłość do Boga
Za Pismem możemy przyjąć, że warunkiem jest miłość do Boga.
J 14.21 Kto ma przykazania moje i zachowuje je, ten Mnie miłuje. Kto zaś Mnie miłuje, ten będzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i objawię mu siebie».
Oraz
J 14. 23 W odpowiedzi rzekł do niego Jezus: «Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać.

Ale tylko warunkiem bycia wierzącym, a nie katolikiem. Jednak, nie da się być katolikiem nie będąc wierzącym. Mamy pierwsze kryterium, niestety, jest to kryterium wykluczające.
Aby być katolikiem (aby być, a nie tylko się nim zwać), konieczne jest przyjęcie Nauki Chrystusa i postępowanie zgodnie z nią. A jedną nauk Jezusa jest miłość bliźniego. Miłowanie bliźniego na równi z miłowaniem siebie samego. I miłość własna równa miłości bliźniego. Komu udało się spełnić te kryteria? Niech pierwszy podniesie rękę!
Bardzo dobrze oświadczył Woźnica: „Otóż być może w tym, że staram się, naprawdę miłować innych jak leci bez różnicy”. Tak jest, to polega na tym, aby się starać. Codziennie coraz lepiej. Nie jesteśmy ideałami, więc nie osiągniemy pełni, ale usilne staranie jest tym, czego Bóg od nas oczekuje.

Pomaganie innym.
Słusznie chwali się tym autor wspomnianego wątku. Pomaganie innym rzeczywiście jednym z przejawów miłości bliźniego.
Na czym może polegać to pomaganie? Wydaje mi się, że głownie na dawaniu swojego czasu. I zainteresowania. Czasem też ekwiwalentu finansowego. Jednak to bywa pójściem na łatwizną. Bo łatwiej wyjąć z portfela banknot, niż usiąść, porozmawiać, dowiedzieć się, z jakimi problemami ktoś się boryka. Jak najlepiej pomóc? Jak dać wędkę i nauczyć łowić. Formą pomocy jest też dawanie przykładu. Uczenie przez dawanie przykładu.
Chyba najtrudniejszą sprawą przy pomaganiu jest dostrzegania potrzeb. Czyichś potrzeb. Empatia. Wczucie się w czyjąś sytuację. Zaspokajanie rzeczywistych potrzeb.
Jest jeszcze jedna trudność, która być może jest największa. Umiejętność dawania. Czynienie tego tak, aby pomoc nie była jałmużną. Aby nie wzbudzała zażenowania, wstydu. Bo ludzie potrzebujący często wzbraniają się przed przyjęciem pomocy. Dlatego pomaganie jest wielkim czynem. Jest rzeczywiście wizytówka chrześcijanina.
Dyskretne i pełne miłości pomaganie potrzebującym wzbudza mój podziw i zazdrość.

Post, jałmużna, modlitwa.
Wszystkie te trzy kojarzą się z Wielkim postem. Każda z nich jest pomocą. Dla kogoś, dla nas samych. Dla żyjących i dla zmarłych.
Post może być formą solidarności z potrzebującymi. Może też być okazją, do zaoszczędzenia środków na jałmużnę. Post jest też wprowadzeniem do modlitwy. Jest naśladowaniem Jezusa, który przed podjęciem się swojej misji pościł. Po to, aby dać przykład oczyszczania ciała i umysłu. Post uwrażliwia na dostrzeganie potrzeb innych osób. Potrzeb związanych udzielaniem pomocy. Zarówno duchowej, jak też materialnej.
Modlitwa jest jedną z form udzielania pomocy. Modlitwa wstawiennicza, modlitwa w czyjejś intencji. A w szczególności modlitwa wspólna. Bo gdzie dwóch lub trzech …
Każde z tych trzech działań jest lub może być ofiarą. Nie tylko za żyjących, ale także za zmarłych. W intencji ich zbawienia.

Co wyróżnia katolika?
Ale czy jest to zarezerwowane tylko dla katolików? Czyż i poganie tego nie czynią (Mt 5.47)? Czy jest to powód do dumy? Czy takie odczucie nie jest już zapłatą (Mt 6.16)? Wydaje mi się, że raczej powinno się kierować tym, co robi prawica, bez wiedzy lewicy (Mt 6.2-4). Należy tak czynić. Nie dla chwały. Nie dla poczucia swoje wyższości. Nie, dla poczucia się Katolikiem. Ale z miłości. Z miłości do Boga i bliźniego.
Zadałem to pytanie internetom. I otrzymałem odpowiedź, która mnie zmartwiła, albowiem wyróżnikami katolików są:

  • Podległość hierarchii kościelnej,
  • Skodyfikowany system święceń, reguł zakonnych i ruchów religijnych,
  • Administracja,
  • Bogata obrzędowość,
  • Prawo Kanoniczne regulujące życie religijne.

Ani słowa o tym, czego uczył Jezus. Ani słowa o miłosierdziu, ani o miłości. Ani słowa o wierze w zbawienie. Na różnych stronach, także czysto katolickich znajduję w zasadzie tylko zewnętrzne wyróżniki.
Dlaczego tak trudno rozpoznać katolika? Może wcale nie trzeba się wyróżniać tym, że jest się katolikiem? Może trzeba wyróżniać się naśladownictwem Chrystusa. I niczym więcej. Bez etykietki. Skromnie, dyskretnie, ale też skutecznie. A może wcale nie trzeba się wyróżniać, czyli tylko robić swoje. Robić to, czego nauczył nas Jezus.
Wydaje mi się, że katolika wyróżnia (a może tylko powinna wyróżniać) motywacja. Bo nasze postępowanie może być identyczne do postępowania innowierców i niewierzących. Nas (chyba też jestem katolikiem?) powinno wyróżniać to, że to co czynimy z miłości. Tym, że kierujemy się przykazaniami miłości. I tylko tym. Bez konkretnych zewnętrznych przejawów. Ale gdy ktoś spyta, dlaczego tak czynisz, wtedy warto wyjaśnić. Że czynimy to dla chały Bożej. Że czynimy to z wdzięczności do Boga. Z wdzięczności za ofiarę Jezusa. Za Jego Męka i Zmartwychwstanie. Za to, że dał na wiarę. I łaskę czynienia dobra. Bo to Jego zasługa.

??????
Nie odpowiedziałem na żadne pytanie. Może to i lepiej. Ale będę szukać odpowiedzi. Wielki Tydzień jest doskonałą okazją. To czas szczególnej refleksji. Podsumowania przygotowań do przeżywania największej Pamiątki. Do naszego indywidualnego, choć w społeczności, przejścia przez Triduum Paschalne. I do naszego osobistego zmartwychwstania. Z naszych grzechów, słabości. Zmartwychwstania indywidualnego, choć zbiorowego. W rodzinie. Wśród znajomych, przyjaciół, potrzebujących. Wszędzie tam, gdzie jesteśmy. Zawsze wśród tych, którzy nas otaczają.

Możliwość komentowania Ja, Katolik? została wyłączona