Jaka jest nasza wiara?
Moja, Twoja, jej, jego, ich?
Obserwuję postawy Forumowiczów. Swoją też. Z tym, ze moja wiara dopiero się kształtuje. Wciąż przechodzi przemiany, ewoluuje, zmienia się. Zapewne dlatego z wielkim zainteresowaniem obserwuję tych, których wiara jest umocniona i trwała jak najtwardsza skała. Opoka. Biorę z nich przykład. I antyprzykład też. Bo patrząc na bliźniego widzę swoja karykaturę. W czyichś ułomnościach dostrzegam własne (ale ze wstydem wcale się tym nie chwalę). Z zaletami znacznie gorzej. Ino zazdroszczę doskonałości wielu z Was. Zazdroszczę wytrwałości wielu z Was. Ale tez dostrzegam, jak Wasze szukanie wprowadza Was w maliny. A maliny te nie oferują dojrzałych zdrowych owoców, choć owoce mają ładne. Ale tylko z wierzchu. Nie zawierają siły witalnej. Na dodatek mają kolce. Takie kolce, które nie kola dopóki człowiek nie ma zamiaru wydostać się z tych malin.
Są wśród na osoby mądre i dojrzałe. Przepełnione wiedzą. Posiadające wielki dorobek w rozwijaniu własnej wiary i mądrości. Ich wiedza imponuje. To jest wspaniały wzór samorozwoju. Ale też przeraża pewność siebie, tupet, z jakim przedstawiają to, w co wierzą, i jak wierzą, jako jedna i jedyną niepodważalna prawdę. Jako jedyną właściwą postawę. Przypominają mi się słowa: Słuchajcie, ale nie naśladujcie. Nie naśladujcie w arogancji, ale naśladujcie w poszukiwaniu i rozumieniu. I korzystajcie z ich rad i wskazówek. I wielu z Was tak czyni. Czytacie mądre książki, opracowania, wspaniale się modlicie. W zależności od własnego poziomu intelektualnego rozumiecie więcej lub mniej. Czasem opacznie. Ale: szukajcie, a znajdziecie. Znajdziecie, jeśli uparcie i uczciwie szukać będziecie z wielką wytrwałością.
Jest też wśród na sporo dzieci. Niekoniecznie pod względem wieku. Ale dziecinnie rozumiejące wiarę, jak tez Objawienie. I to jest piękne. A wartościowe to, ze tu jesteście. Że chcecie się rozwijać i umacniać. Choć czasem naiwność jest rozbrajająca lub nawet śmiesząca. A przedstawiane problemy trudne do zinterpretowania, czy żarty to są, czy rzeczywiste problemy lub przemyślenia. Jezus mówił: Pozwólcie dzieciom przyjść do mnie. Wydaje mi się, że to Forum jest jednym z tych miejsc przychodzenia. Ale przyznaję, że czasem takie banalne pytania wprowadzają mnie w zakłopotanie. Burzą jakiś porządek. I nie potrafię na nie reagować. Choć zastanawiam się, jak mógłbym pomóc. Nie potrafię wrócić mentalnie do czasów, gdym był w wieku gimnazjalnym (wtedy nie było gimnazjów). Nie potrafię znaleźć słów adekwatnych do sposobu poruszenia tematu.
Jest jeszcze jedna postawa. Postawa przemądrzałości, ale bez ugruntowanej wiedzy. To tacy uczniowie czarnoksiężnika (jeśli nie znacie tej historii sięgnijcie do Geothego lub filmu). Podniosłym słowom nie towarzyszy sensowna treść. Szczątki wiedzy mają sugerować wszechwiedzę, mądrość i inteligencję. A jednak i te osoby szukają, bo w końcu, chyba po to tu są, aby się rozwijać. Czy są to osoby wierzące? Chyba tak, ale wiara ich płynie jakimiś meandrami, zakolami. A jednak, pomimo tego niezrozumienia, coraz lepiej, a niektórzy bardzo dobrze, realizują tę wiatę swoimi czynami. Swoją empatia wobec bliźnich. Swoją ofiarnością. Poświęceniem dla rodziny.
Jest też postawa gorącej wiary. Wiary pełnej emocji. Te osoby są gotowe rzucić się do wody na środku oceanu, gay tylko usłyszą: Wypłyń na głębię. Gdy trzeba, bez wahania rzucają się w sam środek płonącej paszczy lwa, by wyrwać nieszczęśników z niewoli grzechu, braku wiary. Ale ta gorąca wiara choć jest w nich, nie rozpala ognia w innych. Tylko nadpala. To kojarzy mi się w telewizyjnym show z rozpalaniem węgla na łopacie. Z tym, ze oni nie robią tego na pokaz. Ale z potrzeby wiary. Z miłości do Boga i bliźniego. Ale wiary naiwnej, dziecinnej, choć jednocześnie mądrej. Bo wiedzę mają bardzo dużą, ale jeszcze poukładana w dziecinnym regaliku. Który rozrósł się do wielkiej biblioteki. Ale wciąż ta sama dziecinność.
Ktoś, na jakimś forum stwierdził, że studiowanie Biblii musi prowadzić do niewiary. Czy tak jest? Dla wielu, niestety, tak. Dla mnie jest czymś trudnym. Bo prowadzi to do zastanawiania się nad kwestiami, których nie rozumiem. Których pojąć nie mogę. A prześlizgiwać się nie chcę. Niestety, zadając innym pytania, z reguły otrzymuję jedna z trzech odpowiedzi. Uczciwą – nie wiem. Autorytatywną -kilka sloganów, niestety nieprzekonywujących. Cichą – czyli brak odpowiedzi. Bardzo rzadko ktoś podejmuje dyskusję, dzieli się swoimi wątpliwościami. Niemal nie zdarza się, aby ktoś wziął za rękę i rzekł: poszukajmy razem. Ja zostawiam te kwestie na później. Ale one są. Mam ich świadomość. CO jakiś czas wracają z hukiem. Czasem czekają na właściwy czas. Doświadczyłem już wielokrotnie, że niezrozumiałe nagle staje się oczywistym. Ale odwrotnie też. To, co dzięki płytkiemu rozumieniu było oczywiste, staje się nagle niezrozumiałym problemem.
Wiele osób studiując Biblię odchodzi do „innego Boga”. Do Boga na miarę własnych wyobrażeń. Do Boga na własną miarę. Miarę własnego zrozumienia. Odrzucają dwutysiącletnią pracę teologów, biblistów. A także vox populi. Muszą mieć na tacy. Poukładane po swojemu. Z takimi argumentami, których żądają. Opierając się na wybieranych przez siebie autorytetach. Nie uznanych przez Lud Boży, ale tych, którzy najładniej opakowali swój towar. To co głoszą.
Zastanawiam się, czy uczciwe podążanie za zwodzicielem jest też droga do nieba? Czy zadufanie w to, że posiada się większą wiedzę biblijną, niż ci, którzy uczyli się na dorobku pokoleń? Odkrywanie pierwotnego znaczenia jest piękne. Kiedy sam o tym marzyłem, aby tak czynić. Bo przecież, jestem najmądrzejszy, najinteligentniejszy i wszyscy wokół mnie się mylą. Na szczęście za trudnym dla mnie było przebrnięcie przez starożytność. Nie potrafiłem wcielić się w Żyda współczesnego Jezusowi. Nie potrafiłem być jednym z prowadzonych przez Mojżesza. Nie potrafiłem posiąść ich mentalności, wiedzy, sposobu rozumowania, życie, ani wartości, które były dla nich najważniejszymi. Żyję w określonym czasie i przestrzeni. Z tym związana jest moja świadomość. Nie będąc współczesnym, ani tym którzy spisywali natchnione słowa, a tym bardziej tym, którzy nadawali kształt objawionej treści i przekazywali ją ustnie, ma świadomość, że nigdy do mnie nie trafi Pismo tak, jak trafiało do ludzi współczesnych jego powstawaniu. Dlatego opieram się na wiedzy tych, którzy badali.
Mam świadomość, że błądzę. Ale nie chcę tego zmieniać. Błądzę, ale wierzę w to, że w dobrym kierunku. Oksymoron? Trochę tak. Moja droga jest kręta. Pełna pułapek, zasadzek. Ale na szczycie jest krzyż świecący jak latarnia morska. Świecący blaskiem Boga Jedynego. W Trójcy Jedynego. Niezrozumiałego, niepojętego.
Nie sięgam po jabłko dobrego i złego. Nie chcę decydować. Chcę zrozumieć, nie Boga, ale Jego wolę. Wole skierowaną do mnie. Nie chcę wiedzieć kim Bój Jest, bo i tak nie zrozumiem. To przekracza bariery ludzkiego umysłu. A koro nie przeskoczę, to po co skakać? Podaję Mu rękę. Pozawalam się prowadzić. Jak małe dziecię wierzące w omnipotencję rodziców. Wierzę, że jest Wszechmocny.