Obyczaje, polityka,  Rozważania, dygresje, myśli

Kobieta w Kościele

Kobieta w Kościele czyli Ostrożnie z ogniem!
Sama idea zwiększenia roli kobiet w Kościele bardzo mi się podoba. Uważam, że jest to nie tylko słuszne, ale też konieczne. A papież Franciszek bardzo temu przyklaskuje. Przykładem tego jest rola kobiet z Synodzie o synodalności. Kobiety są niezbędnym filarem Kościoła. I to od samego początku, albowiem (Rdz 1.27) Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz,
na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę.
Od początku świata, stworzenia człowieka, każde przymierza Boga z człowiekiem dotyczy zarówno kobiet jak o mężczyzn. Wyznaczył im różne role, a role te są komplementarne. Ludzkość pozbawiona pierwiastka żeńskiego lub męskiego nie mogłaby istnieć. Predyspozycje i umiejętności jednej płci są doskonałym uzupełnieniem cech płci drugiej.
Uważam, że wszyscy powinniśmy popierać wzmacnianie roli kobiet w Kościele. Ale czynić to zgodnie z wolą Boga, a nie przeciw Niemu. Katolicy mają wpisane w siebie to, że wierzą iż Kościół jest prowadzony przez Boga. Pomimo niezliczonej ilości upadków, zarówno zwykłych wiernych, jak też księży, a nawet biskupów i papieży, Kościół trwa. (Mt 16.18) Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą.

Do czego dążą organizatorki strajku?
Do czego dążą organizatorki strajku kobiet związane ze Stowarzyszeniem Tekla? Czy do zwiększenia udziału i roli kobiet w Kościele? Czy nie jest to ruch rozbijający Kościół i społeczeństwo? Ja widzę w tej inicjatywie bardzo wiele wspólnego z ruchami lgbt, aborcjonistów, zwolenników „małżeństw monoseksualnych”. Na razie nie krzyczą, aby w Kościele dopuścić kobiety do święceń kapłańskich. Ale czy nie to jest właśnie prawdziwym celem Stowarzyszenia Tekla?
Osobiście nie mam nic przeciwko temu. Nie jestem teologiem, nie mam wiedzy, ani możliwości decyzyjnych. Przyjmuję, to co głosi Kościół. Uznaję autorytet Kościoła. Uważam za słuszną zasadę: dura lex, sed lex. Jeśli kiedyś Kościół z cała powagą swojego autorytetu, po rozpoznaniu dogłębnym w świetle Ducha świętego zmieni Prawo Kanoniczne, to przyjmę te zmiany bez buntu. Natenczas winien jestem posłuszeństwo. Ale dopóki tak się nie stanie, nie należy na siłę wymuszać prezbiteriatu kobiet.

Feminizm.
Czy zatem powinienem się przyłączyć i wspierać strajk? Uważam, że nie tędy droga. Poza tym patrząc na przedstawione postulaty mogę z przekonaniem stwierdzić, że mają one charakter feministyczny. Jego główną cechą jest niszczenie kobiecości na rzecz przejmowani ról i cech męskich przez kobiety. Feministkom nie chodzi o równe prawa, ale o bycie mężczyznami pomimo różnic biologicznych. Każdy widzi te przejawy, w szczególności to, jak kobiety naśladują mężczyzn. Ubiór, zachowanie, zawody, funkcje społeczne… Często efekt tragiczny i nieszczęśliwy. Sama odzierają się z kobiecości. Z tego, co jest najważniejszą zaleta kobiet. Motorem działania feministek jest dialektyzm. Przeciwstawianie jednej płci drugiej. Zamiast tego co jest w naturze stworzenia, czyli komplementarności. Zachęcają do walki, zamiast do wspólnego budowania.

Postulaty.
Aby wyrobić sobie zdanie na temat strajku kobiet, warto jest przeanalizować postulaty.

  1. Stereotypy wciąż nas ograniczają: Kobiety w Kościele często sprowadza się do „opiekuńczych matek i cichych pomocnic”, pomijając ich intelekt, charyzmaty przywódcze i zdolności organizacyjne.
    Czy tak jest w istocie? Na podstawie obserwacji tego, co się dzieje w mojej parafii jest odwrotnie. Cały laikat jest zdominowany przez kobiety. Jedyną wspólnotą, która nie jest zdominowana przez kobiety, jest Caritas. Zapewne ze względu na wysiłek fizyczny konieczny przy działania pomocowych. W pozostałych wspólnotach kobiety stanowi przytłaczającą większość. Wszystkie wspólnoty (poza Caritas) są kierowane przez kobiety. Aktyw też jest rękach kobiet. To one kierują i decydują o tych wspólnotach. Ano są animatorkami wszystkich działań. Są wprawdzie „opiekuńczymi matkami” trzymającymi pełnię władzy. Nie są „cichymi pomocnicami”, ale motorami wszelkich działań i inicjatyw. To kobiety nadają kształt tym wspólnotom.
  2. Nie mamy prawa współdecydować: Kobiety stanowią ponad połowę wiernych, ale w strukturach decyzyjnych Kościoła niemal ich nie ma. Ważne decyzje zapadają bez ich udziału.
    Ten zarzut świadczy o nieznajomości roli kobiet w Kościele. Akurat jedna z Kobiet wywarła decydujący wpływ na kształt o rozwój Kościoła. A rola wielu z nich była przełomowa.
    Jednak nieco zmienię postulat. Niekonsekrowani mężczyźni stanowią blisko połowę wiernych, ale w strukturach decyzyjnych Kościoła niemal ich nie ma. Ważne decyzje zapadają bez ich udziału. Ten problem rzeczywiście istnieje. Ale tkwi nie w płci, ale w lekceważeniu głosu laikatu. Niezależnie od płci. Po prostu hierarchia kościelna w niewielkim stopniu liczy się z głosem wiernych. Pomimo tego, że to właśnie wierni są trzonem Kościoła. To wierni stanowią ponad 99,5% Kościoła. A ich głos i wpływ na decyzje podejmowane przez Kościół jest marginalny. Co nie znaczy, że się to nie zmienia. Wydaje mi się, że począwszy od Jana XXIII wpływ ten się systematycznie zwiększa. I z roku na rok staje się coraz bardziej dynamiczny. Kolejni papieże coraz bardziej liczą się z głosem laikatu, z głosem zarówno kobiet, jak też mężczyzn.
  3. Nasza praca jest niewidzialna i niedoceniana: Katechetki, liderki wspólnot, siostry zakonne – wykonują ogromną pracę duszpasterską, ale często nie otrzymują za nią godziwego wynagrodzenia ani uznania.
    Ten postulat, właściwie zarzut wymagałby uzasadnienia, skonkretyzowania, podania przykładów, statystyki. Nie wiem, jak jest w Stowarzyszeniu Tekla. Ile z nich pracuje społecznie. W mojej parafii liderki i liderzy wspólnot pracują społecznie. W przypadku Caritasu, oprócz poświęcania swojego czasu i wysiłku dokładają koszty eksploatacji swoich samochodów przywożąc ze sklepów spożywczym żywność, której termin się kończy. Przywożąc ofiarowywane przez parafian sprzęty i ubrania. A także jeżdżąc na spotkania, kursy formacyjne itp.
    Natomiast osoby zatrudnione (choć nie raz na czarno – to dotyczy emerytów, rencistów) są zarejestrowane i otrzymują normalne pensje. Wysokości nie znam.
    Jestem przekonany, że pensja katechetek, jak i katechetów nie zależy od płci.
    Jeśli chodzi o uznanie, to siostry zakonne (często pełniące te same role co wierni świeccy – w mojej parafii akurat niemal sami mężczyźni) to są one bardzo często publicznie chwalone. Ich wkład jest wysoko oceniany i doceniany. I zawsze one są wymieniane przez świeckimi. Niezależnie od płci tych świeckich.
  4. Brakuje nam równego dostępu do edukacji teologicznej i stanowisk w Kościele: Teolożki i ekspertki napotykają na szklany sufit – ich głos jest umniejszany, a możliwość pracy na uczelniach i w kluczowych instytucjach Kościoła nadal pozostaje ograniczona.
    Na ten temat się nie wypowiem. Nie wiem, jakie są kryteria awansowania, zatrudniania. Ale faktem jest, że głownie trafiam na opracowania przygotowane przez mężczyzn. Jednak nie mam podstaw do uznawania dyskryminacji płciowej w tym zakresie. W dziedzinie eksperckiej najbardziej poważaną osobą przeze mnie jest akurat kobieta, prof. Swiderkówna.
    Ale przyznaję rację w tym, że w kluczowych instytucjach Kościoła ilość i rola laikatu pozostaje rzeczywiście ograniczona. Niezależnie od płci.
  5. Kościół milczy w sprawie przemocy wobec kobiet: Zarówno w rodzinach, jak i w samych strukturach Kościoła przemoc (fizyczna, psychiczna, ekonomiczna) jest bagatelizowana lub ukrywana. Potrzebujemy Kościoła, który stanie po stronie krzywdzonych!
    To poważny zarzut. I w dużej mierze prawdziwy. Jednak niewłaściwie sformułowany. Bo to milczenie nie dotyczy płci, tylko wszystkich. To syndrom oblężonej twierdzi. To, godne potępienia, zamiatanie pod dywan. A także skrajna naiwność. Dziecinna wiara w to, że pouczenia, nakładane pokuty doprowadzą do metanoi krzywdziciela. Że wystarczy obietnica poprawy, aby sprawę zamknąć.
    Z przykrością zauważam, ze Kościół niezbyt przejmuje się, niezbyt pomaga ofiarom przemocy. Nie tylko wobec kobiet, ale też wobec mężczyzn, dzieci, zwierząt, przyrody. Właściwie wyłącznie kobiety są obejmowane programami pomocy ze strony Kościoła. Domy pomocy dla mężczyzn są bardzo rzadkimi wyjątkami. A przeciwieństwie do takich placówek przeznaczonych dla kobiet. I dzieci, niezależnie od ich płci.
  6. Nasze ciała są kontrolowane, ale nasze potrzeby ignorowane: Debata wokół praw kobiet w Kościele często sprowadza się do kontroli nad ich ciałem i rolą reprodukcyjną. Brakuje za to realnej troski o zdrowie kobiet, ich bezpieczeństwo i wsparcie w trudnych sytuacjach życiowych.
    Zgodzę się z tym, że potrzeby ciała są ignorowane. Nie wiem, czy są jeszcze w Polsce kościelne szpitale, przychodnie zdrowia. Są przychodnie psychologiczne, ale dzialajace na zasadach komercyjnych (większość).
    Bzdurą jest teza, że ciała kobiet są kontrolowane pod względem reprodukcji. Nie słyszałem o takich sytuacjach. Z tego co wiem, Kościół nikogo nie zmusza do in vitro. Ale do innej formy zapładniania. Z tego co wiem, to kontrolą ciał kobiecych i męskich zajmują się sami ich właściciele oraz służba zdrowie. Kościół poświęca się sprawom duchowym, a nie cielesnym. Wprawdzie udziela wsparcie kobietom znajdującym się w trudnych sytuacjach życiowych. Szczególnie posiadającym dzieci. Jednak główna rolą Kościoła jest duszpasterstwo.
  7. Jesteśmy spychane na margines w liturgii: Kobiety odgrywają ważną rolę w życiu parafialnym, jednak ich udział w liturgii bywa ograniczany. Dziewczęta mogą pełnić funkcję ministrantek, ale wymaga to zgody biskupa diecezjalnego, co prowadzi do zróżnicowanej praktyki w Polsce. W niektórych diecezjach dziewczęta mogą służyć przy ołtarzu, podczas gdy w innych jest to zabronione.
    W styczniu 2021 roku papież Franciszek wprowadził zmiany, umożliwiając kobietom pełnienie posług lektorki i akolitki. Jednak wdrożenie tych zmian zależy od decyzji lokalnych biskupów, co sprawia, że w większości parafii kobiety nadal nie mogą pełnić tych funkcji.
    I tu jest chyba clou. Parcie na ołtarz. Odgrywanie głównej roli. Czyli powolne dążenie do prezbiteriatu. Ten pęd do przejmowania wszelkich ról pełnionych przez mężczyzn. Kiedyś w Polsce było hasło: Jadzia traktorzystka. W Sowietach kobiety pracowały w hutach, kopalniach, przy azbeście, uranie. Zatrudniane były przy najbardziej wyniszczających pracach. Czy na tym polega równouprawnienie? Czy mężczyźni nie są bardzie predystynowani do ciężkich zawodów? Oczywiści, prezbiteriat nie jest ciężką harówka fizyczna, ani nie naraża na wyjątkowe szkodliwe czynniki. Ale czy to oznacza, że kobiety musza pełnić dokładnie te same role?
    Tym niemniej w pełni popieram angażowanie kobiet do posługi lektoratu. Powinny być akolitkami, ministrantkami. Ale czy nie po to, aby zadąć więcej? Mówią: Daj kurze grzędę, a ona: wyżej siędę!
    Jednak tu nie presja na Kościół, ale na proboszczów. I to nie tylko w celu zwiększenie posługi kobiet, ale ogólnie zwiększenie zaangażowania laikatu w działanie Kościoła. Nie tylko w zakresie zaszczytnej służby przy ołtarzu, ale ogólnej służby całemu Kościołowi.
  8. Chcemy Kościoła, który słucha, a nie tylko poucza: Synod o synodalności miał być krokiem do większej równości, ale kobiece głosy nadal są spychane na dalszy plan. Chcemy realnych zmian, a nie pustych deklaracji!
    Słuszny postulat. Ale znowu źle sformułowany. Albowiem dotyczy obu płci w podobnym stopniu. Głos z dołu jest cały czas pomijany w Kościele. Jest niemal wyłącznie transmisja z góry do dołu. Struktura wojskowa. Dowódca rozkazuje szeregowy na wykonywać. Nie kombinować, nie myśleć, tylko wykonywać. Wewnątrz Kościoła jest wielki opór przeciw dialogowi. Szczególnie na poziomie parafii. Proboszczowie dzielnie bronią swoich pozycji udzielnych władców. Niemal każdą inicjatywę laikatu reagują alergicznie, jak na zamach stanu. Jak na chęć odebrania im władzy. Bronią się przed jakimkolwiek ograniczenie władzy. Przed wszelaką kontrolą. Zwłaszcza finansów parafii. Aby coś się zmieniło konieczna zmiana mentalności. A na to się nie zanosi, albowiem młodzi wikariusze są od razu uczeni dyscypliny. I uczeni dystansu do laikatu. Do tego, że oni mówią, a ludzi maja słuchać. Nigdy odwrotnie. Bo na to nie maja czasu, ochoty. A jeśli nawet maja, to ze strachu przed proboszczem nie pozwolą na to.

Zmiany.
kościół rzeczywiście wymaga zmian. Jak każdy żyjący organizm. Zmiany następują. Ale w jednych krajach szybciej, w innych wolniej. W jednych z pogwałcenie status quo i prawa kanonicznego, w innych trwają jak skamieliny. Jedna i druga postawa jest zabójcza dla Kościoła.
Rzeczywiście trzeba uświadamiać hierarchii kościelnej to, że każdy wierzący jest tak samo jak ksiądz czy biskup członkiem Kościoła. Że ma jednakowe prawa jako człowieka, choć zróżnicowane role do wypełniania. Podobnie jak jest z kobieta i mężczyzną, maja równe prawa, ale inne role. Tak jak role kobiety i mężczyzny mają być komplementarne, tak role laikatu i kleru tez musza być komplementarne. A niczyj głos nie może być ignorowany.

Popieram, ale nie strajk kobiet, ale żądania rozpoczęcia uczciwego dialogu miedzy klerem a laikatem. Słuchania głosu ludu. Wychodzenia naprzecie aktualnym wyzwaniom na które natrafiają wierzący. Wspólnego działania i wspierania się. Na każdym poziomie. Ale zacząć trzeba od parafii.

Jednak wysiadłem już. Zrezygnowałem. Już nie żądam, nie oczekuję, nie proponuję. Wycofuję się. Waliłem głową o beton. Głowa w bliznach, a mur jak stał, tak stoi. Mówią, że kropla drąży skałę. Ja już nie mam sił, energii, ani ochoty. Chciałby. Oczekuje zmian. Jednocześnie uważam, że wymuszanie nie jest właściwą metodą. Bo wtedy zawsze się coś niszczy. Ale czy da się inaczej?

Możliwość komentowania Kobieta w Kościele została wyłączona