
Apokatastaza czyli spacer w niebie z Hitlerem i Stalinem
Szczęście w niebie.
Czy byłbyś szczęśliwy w niebie, gdyby nie było tam tych, których kochasz?
Czy byłbyś nieszczęśliwy w niebie widząc tam tych, którzy Cię skrzywdzili (najbardziej)?
Czy kat i ofiara mogą znieść swoją obecność w niebie?
To są pytania o miłość i o przebaczenie. O wiarę i miłość.
O niebie wiemy tylko tyle, że ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują (1 Kor 2.9).
Wydaje się, że tym czymś największym jest miłość. Miłość, której podwalimy czynimy już teraz. Miłość nieprzemijająca, ale w pełni rozkwitająca w niebie. Dopiero tam osiągająca apogeum. Maksimum możliwości. Dzięki Bogu. Jego bezpośredniej obecności. Przepełniającej cały ten niebiański świat.
Miłość w niebie.
Ale co jest istotą miłości? Relacja. Bez relacji nie ma miłości. Ale nie ma jej też bez pamięci. Bo aby mieć z kimś relację, trzeba tego kogoś mieć w swojej pamięci, w swojej świadomości. I to, jak mi się wydaje, na zawsze. To na zawsze dotyczy nie tylko tych, których teraz świadomie kochamy, ale wszystkich, z którymi kiedykolwiek nawiązaliśmy jakieś relacje. W niebie, każda z tych relacji staje się najpiękniejszą miłością. Bo miłość jest jedyna relacją międzyosobową, która jest możliwa w niebie. Wszystkie inne relacje znane nam dzisiaj staną się miłością. Bo ta przemiana jest conditio sine qua non zbawienia, przyjęcia do nieba. Bez pokochania wszystkich, których kiedykolwiek poznaliśmy nie dostaniemy się do nieba. Podkreślam: wszystkich. Także nieprzyjaciół.
Rzeka zapomnienia.
Teraz kwestia, czy w niebie lub na drodze do nieba płynie Lete. Czy na drodze do zbawienia będziemy zmuszani do picia jej wód. Czy Dante miał rację, że jest to konieczne? A także to, czy słusznie uważał, że w naszym świecie picie jej wód działa selektywnie. Wyłącznie na nasze grzechy? Osobiście odrzucam to, jako sprzeczne w pojęciem czyśćca. Bo oczyszczenie nie polega na zapomnieniu, ale na zadośćuczynieniu. (To, w jaki sposób można zadośćuczynić będąc już poza życiem materialnym, tj. biologicznym, to kolejny ciekawy temat, ale nie na teraz.) Uważam, że zapomnienia nie ma. Że trafiając do nieba zachowujemy cała swoją świadomość. Całą swoją pamięć. Całą swoją osobowość. Choć każde wspomnienie będzie oczyszczone ze zła, to nie znaczy, że cokolwiek zostanie wymazane z pamięci. Bo zło, które zostało zgładzone przez zadośćuczynienie już nie jest złem. W niebie nie ma miejsca na zło.
Wydaje mi się, że zanim dostanie się ktoś do nieba musi koniecznie spłacić całe zło, które było jego dziełem. To znaczy, że musi powstać jakieś dobro, które zneutralizuje zło. Coś, co spowoduje, że w miejsce zła powstanie dobro. Wydaje mi się, że tego procesu nie ma sensu rozpatrywać w czasie. To się może dziać poza czasem. To dzieje się w przestrzeni dobra i zła (oś dobra i zła, albo oś świętości). Ale czy nie ma sensu powiedzenie, że nie ma tego złego, co by na dobro nie wyszło? Może właśnie o to chodzi. O to, żeby owoce zła stały się dobrem. Najlepszą drogą jest zadośćuczynienie. Ale to chyba za mało. Bo tak po ludzku należy się jeszcze nawiązka. Coś co nie tylko wyrówna straty spowodowane grzechem, ale jeszcze uczyni jakieś dobro.
Zło dobrem zwyciężaj.
Nie wiem, jak zło może stać się dobrem. Ale każdy, kto dostaje się do nieba musi być oczyszczony z wszelkiego zła. I musi wnieść jakieś dobro.
Kat i ofiara.
Jest jeszcze kwestia przebywania w niebie kata i ofiary. Czy łączy ich tam więź miłości?
Taka sytuacja nie powinna być niczym nadzwyczajnym. Na przykład morderca skazany na śmierć, który otrzymał możliwość spowiedzi i skorzystał z tego. Gdy zostają mu odpuszczone grzechy i przyjmie komunię świętą tuż przed egzekucją, to praktycznie umiera w stanie świętości. Wydaje mi się, że wielu zbrodniarzy, ateistów walczących latami z Bogiem i Kościołem nawraca się za pięć dwunasta. Zatem trafiają do nieba. I tam, „spacerując po niebieskich łąkach” spotyka ofiary swoje. Ludzi, których nienawidził, prześladował, zabił. Co wtedy? Albo inaczej. Załóżmy że to Ty jesteś tą ofiarą i spotykasz z niebie swojego oprawcę. Jak zareagujesz? Jeśli nie pałasz ku niemu miłością, to znaczy, że nie jesteś w niebie. Jeśli nie przebaczyłeś z całego serca, to znaczy, że nie jesteś w niebie. Bo jak może być w niebie, ktoś, kto nie kocha bliźniego? Jak może być zbawionym ten, kto nie odpuścił win swoim winowajcom? Jezus dobitnie to wyartykułował w Modlitwie Pańskiej. Zatem tak musi być.
Sprawiedliwość Boża.
Gdzie jest sprawiedliwość Boża? Jak może być tak, że kat i ofiara wspólnie radują się niebiańską miłością? Czy ten, który całe życie był sprawiedliwy nie powinien mieć więcej? Czy ten, kto całe życie zmarnował na grzeszeniu może dostać tyle samo, co ten, który poświecił je Bogu? A jak było z robotnikami w winnicy? Ci którzy przyszli w ostatniej chwili dostali tyle samo, co ci, którzy cały dzień harowali. Wiesz dlaczego? Bo każdy z nich dostał wszystko, czego mu potrzeba. Tak też w niebie. Każdy dostaje wszystko, czego potrzebuje. Czyli miłość i świadomość obcowania z Bogiem. Tu nie ma więcej, ani mniej. Bo jest wszystko. Każdy otrzymuje wszystko. Czy uznajesz to za sprawiedliwe? Jeśli nie, to jeszcze daleka droga czeka Cię na drodze do zbawienia.
A jeśli nie uznajesz, to wiesz chociaż dlaczego? Sadzę, że dlatego, bo kierujesz się sprawiedliwością ludzką. Bo uważasz, że każdego musi czekać kara proporcjonalne do wyrządzonego zła. Bo nie wierzysz, że Bóg tak bardzo kocha, że każdego przyciąga do siebie. Choć może to być bardzo trudnym procesem. Ale nie niemożliwym. No, chyba, że nie wierzysz we wszechmoc Wszechmocnego. Ani w potęgę Jego miłości do człowieka.
Modlitwa o zbawienie.
Dlatego codziennie modlę się o to, aby wszyscy ludzie trafili do nieba. Po oczyszczeniu. Aby przed nikim nie była zamknięta szansa na oczyszczenie. Podobnie się modlą wszyscy korzystający z różańca, gdyż na zakończenie każdej dziesiątki prosimy: O mój Jezu, przebacz nam nasze grzechy, zachowaj nas od ognia piekielnego. Zaprowadź wszystkie dusze do nieba i dopomóż szczególnie tym, którzy najbardziej potrzebują Twojego miłosierdzia. Ta prośba dotyczy wszystkich ludzi. Rozumiem ją jako prośbę dotyczącą wszystkich zmarłych, wszystkich żyjących i wszystkich, który kiedykolwiek przyjdą na ten świat.
Modlitwa za zmarłych.
Czy ma sens modlitwa za zmarłych? Czy mają sens odpusty zupełne za zmarłych? Czy ma sens chrzest za zmarłych (jaki?)?
Jezus obiecał: Dalej, zaprawdę, powiadam wam: Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich» (Mt 18.19-20). Należy więc ufać w skuteczność naszych modlitw w intencji zbawienia. W intencji zbawienie już zmarłych, jeszcze żyjących i tych, którzy dopiero żyć będą.
Czy zatem skuteczność modlitwy za wszystkich ludzi wszystkich czasów nie oznacza apokatastazę? Czy ogień piekielny nie wypali wszelkiego zła z człowieka? Czy wtedy beznadziejna wieczność piekielna nie przemieni się w nadzieję zbawienia? Czy nasze modlitwy mogą umożliwić, wybłagać dla potępionych ostatnią szansę na zbawienie? Cały czas mam nadzieję, że tak. Ale też mam świadomość, że Bóg nikogo nie będzie gwałcić. Że ten, kto na tym świecie i na tamtym będzie nienawidzić Boga, to nasze modlitwy zostaną zmarnowane. I pomimo miłości ze strony Boga i przebaczania pozostanie w miejscu przeklętym. Potępienie to jakaś możliwość ze strony człowieka, ze strony Boga jest tyko miłość i zbawienie.
Kilka cytatów.
W Biblii jest wiele stwierdzeń dających nadzieję na zbawienie każdemu. Nie będę ich analizować, bo nie mam wystarczającej wiedzy. Jeno przytoczę kilka fragmentów świadczących o możliwości apokatastazę. Podkreślam, możliwości, a nie całkowitej pewności.
W myśl tekstów biblijnych, Jezus „wydał samego siebie na okup za wszystkich”(1 Tm 2,6) i dlatego Ojciec dał Mu władzę „nad wszystkim, co żyje, aby dał życie wieczne wszystkiemu” ( J 17,2 ).
W przypowieści o robotnikach w winnicy okazuje się sprzeczność logiki ludzkiej sprawiedliwości ze sprawiedliwością kochającego Boga: „Czy nie mogę uczynić ze swoją własnością tego, co chcę? Dlaczego patrzysz zazdrosnym okiem na to, że jestem dobry?” ( Mt 20,15).
„Teraz dokonuje się sąd nad tym światem. Teraz zostanie usunięty władca tego świata. Ja natomiast, gdy zostanę wywyższony nad ziemię, pociągnę wszystkich ku sobie” ( J 12,31-32).
„Kiedy już wszystko zostanie Mu poddane, wówczas i Syn zostanie poddany Temu, który poddał Mu wszystko, aby Bóg był wszystkim we wszystkich” (1Kor 15,28).

