Uncategorized

Komunikat

Siedzieliśmy w Sali odpraw na lotnisku. Dzień zwyczajny, bałagan też. Jedni pogrążeni w letargu, inni nerwowo przemierzający halę. Cześć stałą w kolejach, a jeszcze inni niecierpliwie wpatrywali się w elektroniczną tablicę ogłoszeniową. Nagle … Właściwie nie nagle, bo panujący gwar wciąż przenikał dźwięk gongu i następujący po nim komunikat. Właściwie to „nagle” odnosi się do komunikatu. Ale sam gong został przez większość zignorowany. Kolejna informacja, która dla większości nie miała znaczenia. Co nie znaczy, że nie było kilku osób starających się ich słuchać. Jednak to, co usłyszeli (bądź powinni usłyszeć) zgromadzeni było nietypowe. A brzmiał on: „Proszę pozostać na miejscach. Bagaże trzymać przy sobie. Nie ma zagrożenie. W hali będzie przeprowadzona akcja policyjna.” Sadzę, że dopiero uczycie słowa policja i zagrożenie wytrąciło ludzi z transu oczekiwania nie wiadomo na co. Na szczęście komunikat był powtarzany. Gwar cichł powoli. Ta nagła cisza obudziła nawet śpiących na ławkach. Jednak większość z nich uczyniła to zbyt późno, aby się zorientować, co się dzieje.

Tak jak nagle zapadła cisza, tak nagle (a może naglej) wybuchł spotęgowany gwar. Ludzie proszeni o pozostanie w miejscach nagle zaczęli wstawać, rozglądać się. Ogłoszenie zadziałało jak kij włożony w mrowisko. Spokojnie obserwowałem tych ludzi. Patrzyłem na nich z góry, z zaciekawieniem. Nikt mnie nie dostrzegał, jak pariasa. To dało mi możliwość obserwacji. Wzniosłem się na siedzący tłum i lotem ptaka krążyłem pod sufitem. Z zaciekawieniem obserwowałem reakcję na prosty komunikat. Patrząc na twarze starałem się odczytać myśli. A te były przeróżne. Zdarzały si też nerwowe ruchy i dziwne zachowania. Wiele osób spoglądało na zegarki lub wyjmowało smartfony i tablety.

Generalnie na twarzach malowała się ciekawość. Niemal każdy zaczął się rozglądać wokół. Obserwować swoich towarzyszy. Bliższych i dalszych. Nagle niektórzy zaczęli się odsuwać od innych. Skupiając w małych ściśniętych grupkach. Tworzyły się takie zwarte wysepki ludzio-bagażowe. Kurczowo trzymane walizki i torby stanowiły jakby mur obronny przed nadejściem niebezpieczeństwa. Choć nie zawsze. Niektóre torby wędrowały do środeczka. Lub przyciskane były mocno do ciała.
Oprócz wysepek krążyły, tak, pomimo apelu, poruszały się ruchami Browna pojedyncze osoby. Z bagażami i bez. Częściej bez lub z małymi.
A dzieci. W pierwszej w chwili obserwując poruszenie zapomniałem o nich. Skupione rodziny starały się je chronić. Ale jak matka lwica może osłonić zwoją trójkę i leniwego lwa ignorującego polecenia personelu. Skoncentrowanemu na tym, że to on trzyma bilety i kasę.

Zniżyłem lot. Zaglądałem w twarze, patrzyłem na ręce. Zadziwiała mnie różnorodność reakcji. Od stoickiego spokoju i obojętności po nerwowe ruchy i rozbiegany wzrok. Zorientowałem się, że nie tylko ja ich obserwuję. Dziesiątki kamer powolnym ruchem przemierzały ludzkie postacie. Obserwowały, analizowały, zapamiętywały. Każdy ruch, każdą zmianę miejsca. Każdy pojawiający się pozostawiony gdzieś (lub zabrany) przedmiot sygnalizowany był gdzieś na monitorze piśnięciem i podświetleniem miejsca. Niektóre przedmioty zmieniające swoje pozycja były elektronicznie śledzone. Operatorzy pilnie wyłapywali wszelkie anomalie. Jeśli w takiej sytuacji cokolwiek można nazywać anomalią wzgl. normalności. Zwykli ludzie nie zauważają kamer. Dla nich to martwe wyposażenie. Co innego mundurowi. Niespokojnie obserwowani wkraczający policjanci zachowywali się zupełnie spokojnie. Spokojnie i systematycznie starali się przeczesywać salę. Jednak nie wszyscy ich obserwowali. Pewna ilość osób powoli krążyła po hali. Nikt nie zwracał na nich uwagi. A oni zupełnie na zwracali uwagi na funkcjonariuszy i pozornie na ludzi. Niektórzy mieli przyciemnione okulary ukrywające ich wzrok. Inni, to zastanawiające, patrząc przed siebie obserwowali to, co jest z boku. Wystudiowane znudzone twarze wyłapywały każde zachowanie zgromadzonych ludzi.

Cóż się działo? Dominowały różnego rodzaju odruchy obronne. Uruchomione komunikatem, który wciąż brzmiał mi (im zapewne też) w głowie. Prosty komunikat i jednakowy dla wszystkich, a zrozumiany jako zagrożenie, ciekawostka, uspokojenie.

Byli tacy, którzy nagle zaczynali sprawdzać posiadane bilety, dokumenty, karty kredytowe. Przeszukiwali kieszenie, torebki. Sprawdzani wywieszki na walizkach.
Ktoś starał się dyskretnie otworzyć sakwojaż i coś tam upychał. A gdzieś indziej, przeciwnie. Coś wyjmował. Przekładał do kieszeni. Zaciekawiło mnie to. Wstał. Niby leniwie przeszedł obok kosza i cos wyrzucił. Nagle zobaczyłem, że takich osób jest więcej. Coś komuś upadało na posadzkę, ktoś dyskretnie kopnął coś nogą, aby od siebie oddalić. A jeden pan powolutku zaczął się oddalać od całego swojego bagażu.
Odniosłem też wrażenie, że niektórzy starali się pozbywać swoich twarzy. Nagle stawali się innymi ludźmi. Zupełnie jakby działy się czary uprawiane przez Twardowskiego w knajpie, która się Rzym nazywa. Młoda dziewczyna raptem zachorowała na febrę. Trząść się zaczęła. A dwoje sprawiających wrażenie zakochanych stało się obcymi osobami.
nerwowi podchodzili do policjantów. Zadawali pytania, na które nie otrzymywali odpowiedzi. Odsyłani na pierwotne miejsca sarkali ze złością. Rodziny na ogół z bojaźnią obserwowały otoczenie. Byli też obojętni. Beznamiętnym wzrokiem patrzyli w odległą dal. Jakby widzieli coś poza murami budynku, w którym się znajdowali.
A bagaże i różne przedmioty wędrowały. Komuś nagle pojawiało się coś w kieszeni. Czyjaś torba dyskretnie przytulała się do sterty czyichś klamotów. Ktoś podniesionym głosem (i piskliwym): Co mi tu pan podsuwa. To pana bagaż. Wtedy pojawili się policjanci. Facio płaczliwie zaczął wskazywać swoje bagaże. Niektórych nie uznając za własne. W końcu odszedł w asyście. Z wózkiem, na którym zgodnie jechały wszystkie przedmioty znajdujące się w jednaj kupce.

Znudziło mnie to. Spocząłem na górnej konstrukcji. Zastanawiałem się, dlaczego każdy reagował inaczej. Dlaczego dla jednych komunikat był odbierany jako zagrożenie, a dla innych nie miał żadnego znaczenia. Dlaczego obecność policji uspokajała jednych, a innych wyprowadzała z równowago. Dlaczego te same słowa, wzbudzają tak różne reakcje? Dlaczego działania służb, jednakowe wobec wszystkich taktowany były raz z ulgą, a raz jako agresja? Dziwni są ludzie. A każdy skoncentrowany na sobie. No, może nie każdy, ale znakomita większość. Przypomniała mi się przypowieść o źdźble i belce. Dostrzegłem a każdym oku jedno i drugie. I przypowieść o ziarnie. O jednolitym ziarnie, z którego plon jest zależny od tego, na jakie miejsce pada. Tak i słowa z megafonów, jednakowe dla wszystkich, padały na różny grunt. I różne wywoływały reakcje.

 

Dodaj komentarz