
Marcin Zieliński, czyli kalejdoskop
Ponownie rozgorzała dyskusja (czytaj: awantura) na tematy Marcina Zielińskiego. Jest ona ciekawa, choć całkowicie nie merytoryczna. Jest także sprzeczna z ewangeliczną zasadą: Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni (Mt 7.1), gdyż w ferworze dyskusji oceniacie Marcina, oceniacie episkopat. Ale zupełnie pomijacie działalność rzeczonego Marcina. Nie analizujecie treści tego pogadanek. Ani nie interesują Was owoce jego działalności.
Z jednej strony można pochwalić ostrożność, Mateusz napisał: Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami. Ale ta przestroga ma służyć nie odrzucaniu, ale analizowaniu. Podejmowaniu rozsądnych decyzji. Mateusz radzi, aby rozpoznawać po owocach: Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami. Poznacie ich po ich owocach. Czy zbiera się winogrona z ciernia, albo z ostu figi? Tak każde dobre drzewo wydaje dobre owoce, a złe drzewo wydaje złe owoce. Nie może dobre drzewo wydać złych owoców ani złe drzewo wydać dobrych owoców. Każde drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, będzie wycięte i w ogień wrzucone. A więc: poznacie ich po ich owocach (Mt 7.15-20).
Dlaczego nie weźmiecie na tapet, któregoś z jego filmików i nie przedyskutujecie treści? Dlaczego nie poszukacie informacji na temat tego, jak reagują ci, którzy go słuchają? Czy to co mówi sprawia, że wiara jego fanów się pogłębia, czy przeciwnie?
Nie mam info na ten temat, wiec nie zajmują stanowiska. Nie wiem jakie owoce przynosi. Nie wiem, czy przynosi jakieś owoce. Dla mnie dobre jest to, że pobudza do myślenie, rozważania Biblii, szukania, dyskusji. Tak w całości, nie da się z nim zgodzić, ani sprzeciwić. Przedstawia swoje widzenie. A to jest cenne. Niezależnie od tego, czy jest to zgodnie z moim pojmowaniem.
W dyskusji wyróżniają się specyficzne postawy. Jest mentor, który wie i ocenia z pozycji władzy. Jest baranek, który bezwarunkowo idzie drogą wskazaną przez pasterza. Są kibice, którzy wspierają niektóre dominujące postawy. Kibice zwykle są emocjonalni. I często posługują się argumentacją: tak, bo tak, albo ja tak wiem. Z tym, że jedni z prądem, inni pod prąd. Są też wątpiący. Wątpiący obu zasadniczym kierunkom. Czyli, ani nie przyjmujący bezwarunkowo zdań księży, choćby i Episkopatu, ani też nie potępiający w czambuł za przykładem mających szczególny dar rozeznania. Po prostu nie ulegają autorytetom. Nie chcą iść ślepo za autorytetami kościelnymi, ani forumowymi. Wśród odznaczających się taką postawą pojawił się jeden dyskutant, który podchodzi rzetelnie do tematu. Osobiście sądzę, że tacy mają rację.
Za najgorsze natomiast uważam wynoszenie się ponad wszelkie rozumy. Niezależnie od tego, czy wynika to ze spolegliwości wobec autorytetu, czy ze sprzeciwu wobec niego. Niezależnie, czy jest to na poziomie Forum, czy Kościoła. Moim zdaniem powinniśmy ostrożnie podchodzić do każdego autorytetu. Autorytety też się mylą. Wtedy trzeba pomóc wyjąć źdźbło. Ale delikatnie, z miłością. Aby nie urazić.
Czy zwykły człowiek ma prawo mieć własne zdanie na jakiś temat? Czy ma prawo wyjawić je w dyskusji na forum internetowym? Czy w wypadku, gdy jest to zdania odmienne od interlokutora, to czy jest to wystarczającym powodem do agresji? Albo tylko arogancji?
Zastanawiam się dlaczego niektórym osobom tak szalenie zależy, aby wszyscy przyznawali im rację. Niepodważalne autorytety, które z pogardą traktują osoby o przeciwnym zdaniu. Jakie są owoce takiej postawy? Ano takie, że te niepodważalne autorytety coraz rzadziej są taktowane jako autorytety. Na marginesie, choć dość szerokim, zauważam, że jest jeszcze jeden typ, typ, który po prostu musi się sprzeciwiać. Obojętne komu, obojętne na co. I raczej bez konkretnych argumentów.
Czy obecna dyskusja nie przeradza się w awanturę? Czy ta awantura jest tolerowane ze względu na coś ważnego? Potępiajcie, a będziecie potępieni. Odpłacą Wam takim samy słowem, jakim Wy zwracacie się do rozmówców. Już może lepsze są pudelkowate tematy, niż wytaczanie dział na temat Marcina (i na temat rozmówców). Bez wnikliwej oceny skutków jego działań, bez sprawdzenia zgodności tego co głosi z Nauką Kościoła.
Mi się podoba zaproszenie go przez Episkopat do dialogu. Bo hierarchia powinna rozmawiać ze świeckimi. Bez oceniania ich. Bo dialog, to nie ocena. To wymiana poglądów. I cieszę się, że młody chłopak chce trafiać do młodzieży i rozbudzać w nich zainteresowanie Bogiem i wiarą. Nawet, jeśli czyni to mało udolnie. Ważny zapał.
Zaproszenie do dialogu nie oznacza przyznania racji, umacniania w drodze. Wiara jest dialogiem. I miedzy Bogiem i nami, tak też między nami.
Obserwujcie owoce! Oceniajcie po owocach!

