Opowiadania

Co dalej, po śmierci?

Opowiadanie nie z tej ziemi. Taki science fiction, że tym, że niewiele w tym science.

 

Gdzieś w Biurze Obsługi Żyjących

– Hej Responser, jesteś wezwany na dywanik!
– Znowu?
– Co znowu zbroiłeś? Leć, czeka na ciebie!

 

W gabinecie

– Nich będzie pochwalony …
– Na wieki wieków.
– Responser, ostatni bardzo się zaniedbujecie. Mamy skargi.
– Ale ja haruję, wciąż odpowiadam, tłumaczę, wyjaśniam. Bez chwili wytchnienia.
– A niby komu? Czym jesteś taki zajęty?
– Quare, to on zasypuje mnie masą pytań?
– O co pyta?
– O to, co niemożliwe do wytłumaczenia: Kiedy następuje Sąd? Jak się odbywa Sąd? Kto ocenia< Ojciec czy Syn? Jak jest rola Ducha na sądzie? Czy będzie adwokat? Czy oskarżyciel? I tak dalej, dalej i dalej. A ja dwoję i się i troję, aby podsunąć mu odpowiedź. Niestety, każda odpowiedź powoduje powstanie kolejnych pytań. Już nie wiem, jak sobie z nim radzić.
– Trzeba było od razu przyjść do mnie.
– Nie chciałem głowy zawracać.
– Zawsze jak masz problem, to pytaj. A teraz weź tego, jak on się nazywa, a Quare do przedsionka. Niech zobaczy, jak wygląda ostateczny wybór.
– Jak, mam go nagle przenieść?
– Zrób, tak jak zawsze: we śnie albo wykorzystaj okoliczności. Na przykład jakieś nagłe zdarzenie, wypadek. Zaraz wyświetlę jego najbliższa przyszłość. O widzisz, jutro wypada na przejeździe. Jego dwaj towarzysze zginą, a jego odratują. Zabierz go, aby zobaczył, jak jego koledzy odchodzą.

Gdzieś na ziemi

– Zabierajcie go.
– A tamci?
– Już nie żyją. Tylko ten ma szansę.

Gdzieś między niebem a piekłem

– Gdzie ja jestem? Kim jesteś? Co się stało? Czemu tu taki wielki ruch? Dlaczego tak cicho? …
– Jestem tym, kogo zadręczasz pytaniami, o Boga, Maryję, niebo, piekło … Jestem Responser. Jestem anioł Responser, który musi pomagać ci w znajdowaniu odpowiedzi na wątpliwości.
– Anieli są niewidoczni!
– Zwykle tak, ale dostałeś pozwolenie na naoczne przekonanie się, co dzieje się po śmierci.
– Umarłem? Co się stało? Jechaliśmy …
– Nie, leżysz na stole operacyjnym, tam na ziemi. Ale twoi koledzy nie przeżyli. Wypadek na przejeździe.
– Nie rozumiem.
– Jak zwykle (Responder pozwolił sobie na kąśliwą uwagę). Jesteśmy tam, gdzie wszystko się rozstrzyga.
– Sąd Ostateczny?
– W pewnym sensie. Patrz i słuchaj. Będę tłumaczył. Najpierw rozejrzyj się. I co widzisz?
– Światło. Dalekie, piękne, przyciągające jak magnes. Światło. Jakieś miękkie, ciepłe, zachęcające, aby tam iść.
– A z drugiej strony?
– Mrok. Taki wilgotny, pełen napięcia, intrygujący, jakiś wesoły.
– I co jeszcze rzuca się w oczy?
– Lustro. Wielkie lustro? Dziwne, jednocześnie oświetlone i pogrążone w mroku.
– To jest Lustro Ostatecznego Wyboru. Podejdź, przejrzyj się.
– No widzę, ale zaraz, przecież na odbiciu jestem w swoim mieszkaniu …
– Teraz przejdź trochę w lewo, trochę w prawo i zobacz swoje odbicia i innych miejscach. Tylko uważaj pod nogi, nie możesz przekroczyć półokręgu narysowanego przed lustrem.
– Dlaczego?
– Z za tej linii nie można już się wrócić. Po jej przekroczeniu nie będziesz chciał zawrócić.
– Ale to przecież to samo lustra!
– Masz rację, lustro to samo, ale oświetlenie inne.
– No i co z tego? Będę wyraźniej widział?
– Sprawdź!
Quare skierował się w prawo. W stronę światła. Po prostu światło go pociągało. Było w tym świetle coś, czego nie potrafił zrozumieć. Surowe ale przyjazne. Wzbudzające obawę, ale jakieś takie kochające. Zdawał sobie sprawę z bezsensowności tego ostatniego określenia, ale tak to odczuwał.
Stanął w lepszym oświetleniu i zobaczył znów samego siebie, ale w innym czasie i w innym miejscu. Gdy jako nastolatek podkradał mamie pieniądze z portmonetki. Zawstydził się na to wspomnienie. Wyrwało mu się ciche westchnienie: – Przepraszam mamo. Potem zobaczył, jak mam się pyta, co się stało z brakującą kwotą, młody Quare odpowiada, że nie wie. Że może w sklepie źle wydali resztę, może wypadło. Zrobił się cały czerwony. Obrócił do Responsera mówiąc: Gdyby dało się to odwrócić.
– W pewnym stopniu da się.
– Jak to?
– Faktów nie zmienisz, ale teraz aktem swoje skruchy, dobrej woli i miłości możesz sam zmienić to, co widziałeś. Jeśli bardzo chcesz, zmienisz. Jeśli bardzo kochasz, to zmienisz.
– Nie rozumiem.
Spróbuj teraz gorąco pragnąć, aby twoje odbicie postąpiło tak, jak teraz uważasz za słuszne.-Quare ponownie spojrzał w lustro. Znów podkradł. A gdy mama spytała, czy nie wie co się stało z pieniędzmi, przyznał się, że ukradł. Może to śmieszne, ale Quare, a właściwie dwóch Quare, ten z lustra i ten stojący przed lustrem równocześnie powiedzieli: – Przepraszam mamo, tak bardzo chciałem sobie kupić ten model. Nie mogłem się powstrzymać.
W tym momencie przypomniał mu się, jak prosił mamę o pieniądze, a ona powiedziała, że nie ma. Na to on powiedział, że to nie prawda, bo na chleb i jedzenie ma. I zrobiło mu się jeszcze bardziej wstyd.) I zauważył, że znów mówi, a wraz z nim jego odbicie: – Mamo wybacz mi. Pójdę poszukam makulatury, złomu. Pozbieram puszki w parku. Oddam te pieniądze.
Zobaczył skrywany uśmiech mamy. Od razu poszedł spełnić obietnicę. Niestety, niewiele zarobił. Przyniósł mamie mówiąc: Tylko tyle się udało, ale jutro znów się postaram.
A mam uścisnęła, przytuliła i tylko powiedziała: -Kocham cię.
Szczęśliwy odwrócił się do Responsera.
– Jak ja ją kocham.
– Poznałeś już jak działa prawa, oświetlona strona lustra. Teraz zobacz z lewej. I pamiętaj o linii.
I przeszli tam, gdzie panował przytulny mrok. Znów stanął przed lustrem. I ku swojemu zdumieniu zobaczył tę samą scenę początkową. Tu anioł polecił, aby tylko obserwował. Wyjaśnił, że to będzie projekcja tego, co by się stało, gdyby zrazu wybrał lewą stronę lustra. I stało się. Quare odbity i stojący na pytanie mamy wyparł się, że ma coś w tym wspólnego. Potem kolegom pochwalił się, jak zdobył kasę ci pochwalili go. Quare zaplanował, że od teraz będzie systematycznie podbierał małe kwoty. Bo skoro matka naiwnie mu uwierzyła, to jakoś się upiecze. Co dziwne, Quare stojący przed lustrem zaczął odczuwać jakąś satysfakcję z tego, że jest taki sprytny.
– A teraz wracaj na środek. Zobaczysz cos ciekawszego. Zobaczysz kolegów z którymi jechałeś.

Koledzy Quare
Quare przypomniał sobie tragiczne zdarzenie. Ocknął się i poszedł posłusznie za aniołem.
Nagle ni stąd, ni zowąd pojawili się koledzy. Równocześnie, ale niezależnie. Tak, jakby żaden z nich nie zdawał sobie sprawy z obecności drugiego. Responser uznał za konieczne wytłumaczenie:
– Ta naprawdę przed tym lustrem jest mnóstwo ludzi. Wciąż przybywają kolejni. Ale każdy jest jakby w innym wymiarze. W wymiarze swojego życia. Teraz przez chwilę pokaże ci sytuację rzeczywistą. I Quare ujrzał wielki kłębowisko przenikających się wzajem ludzi. A żaden z nich nie dostrzegał innych.
– Teraz po kolei. Najpierw zobaczysz tego, który siedział za kierownicą. Wiesz, że był nieświeży po wczorajszej bibce?
Quare popatrzył nań zaskoczony. I na pojawiającego się kolegę. A właściwie trzech kolegów. Trzech identycznych. Jeden ubrany w to, co miał na sobie w momencie wypadku, a dwaj pozostali w eleganckich garniturach. Odezwali się do przybyłego równocześnie:
– Cześć, czekałem na ciebie. Jestem twoim przewodnikiem.
– Was jest dwóch! Gdzie jesteśmy? Kim jesteście? Co tu robimy? Zostawcie mnie, wracam, muszę jechać.
– Nigdzie już nie pojedziesz. Nie pamiętasz? Przejazd. Lokomotywa. Wyginające się blachy. Huk. Tryskająca krew.
– Tak, wypadek. I nic się nie stało?
– Zginąłeś na miejscu.
– Jak sobie robicie. Przecież żyję!
– Gdybyś żył, to byś się tu nie znalazł.
– Pieprzysz koleś. Gdybym nie żył, to by nie było nic. Po śmierci nie ma nic.
– Zawsze jest. Niezależnie od tego, czy wierzysz czy nie.
– Co to za miejsce?
– To Miejsce Ostatecznego Wyboru. Przed tobą Lustro Ostatecznego wyboru.
– W tym lustrze wybierasz to, co ci się podoba. To co chcesz dla siebie.
I w tym momencie usłyszał jednocześnie:
– Z lewej jest niebo.
– Z prawej jest niebo.
Obie wypowiedzi zlały się w jedno, jednak treść dotarła.
– Nie ma nieba, ani piekła.
– Tak myślisz? To gdzie jesteś? Nie wierzysz, że zginąłeś? To popatrz. I w tym momencie zobaczył film z wypadku, przyjazd służb ratowniczych, swoje ciało. Usłyszał słowa, które nim wstrząsnęły, że już nie żyje.
– Nieprawda. Żyję, bo widzę. Słyszę. Kłamiecie.
– Nie. Musisz zrozumieć, że już nie żyjesz.
Dość długo trwało, zanim do niego dotarła prawda. Przestał się rzucać i spytał:
– I co teraz?
– Wybieraj, piekło czy niebo.
– Oczywiście, że niebo.
– No to idź.
– W którą stronę?
I znów usłyszał równocześnie dwie odpowiedzi. Jeden mówił, że w lewo, a drugi, że w prawo.
– Zdecydujcie się.
– Jak pójdziesz w prawo, to zobaczysz wszystkie swoje grzechy.
– Jak pójdziesz lewo, to zobaczysz, jak udawało ci się wesoło przemykać przez życie.
– W świetle zobaczysz wszystkie swoje czyny, dobre i złe. Jednych będziesz się wstydził, z innych będziesz zadowolony. Im bardziej będziesz się przybliżać do światła, tym ostrzej będziesz oceniać swoje życie.
– Jak skierujesz się tam, gdzie ciemniej, nie zobaczysz żadnych swoich błędów. Ponownie przeżyjesz wszystkie wspaniałe chwile z kolesiami, panienkami, knajpami.
– A mogę spróbować z obu stron?
– Możesz, dopóki nie przekroczysz narysowanej linii. Jak przekroczysz, to nie  wrócisz.
I poszedł w lewo. Zobaczył siebie, szczęśliwego, w knajpie. Koledzy, koleżanki, w świetnych nastrojach. Lekko podchmieleni. Śpiewali, zaśpiewał wraz z nimi.
– Jak pójdziesz w tę stronę, to dostaniesz złotą kartę płatniczą, bez limitu. Będziesz mógł tak bez końca.
– Sprawdź jeszcze od strony światła.
Niezbyt chętnie porzucił nastrój, ale poszedł gnany ciekawością. Zobaczył tę samą scenę. Ale teraz dostrzegł, że panienka wyciąga mu portfel. Że jest cały zaśliniony i brudny.
– Jeśli bardzo chcesz, możesz to zmienić. Możesz wybrać trzeźwość i uczciwość.
– Nie podoba mi się tu. To jakieś piekło. Tak ma wyglądać piekło? Mam się tak męczyć?
Obaj przewodnicy odezwali się jednocześnie:
– Ty sam wybierasz. Sam decydujesz, co jest dla ciebie niebem.
– Wracam tam, gdzie przyjemnie.
– Nie wolisz zrzucić z siebie brudu całego życia? Poznać trzeźwe szczęście?
– Nie słuchaj go, sam widziałeś, gdzie jest fajniej.
I poszedł. Na lewo. Przekroczył linię. I zobaczył dalszy ciąg biesiady w krócej uczestniczył. Zobaczył, jak skacowany wraca do domu. Bez portfela, z rozbitą głową. Uwalany w błocie, w które kilka razy się przewrócił.
– I to jest niebo? To jest przyjemne?
– Sam wybrałeś. Teraz już na zawsze będziesz się bawił i miał kaca. Będziesz wstawał tylko po to, by jeszcze głębiej upadać w błoto.
– Chcę wracać!
– Dokonałeś wyboru. Klamka zapadła.

Responder spytał:
– Chesz zobaczyć drogiego?
Quare przytaknął. I pojawił się drugi. I, niemal dokładnie powtórzyła się scena.

Pojawił się drugi kolega z pracy. Też w towarzystwie dwóch sobowtórów. Ci dodatkowi także w eleganckich garniturach. Odezwali się do kolegi równocześnie:
– Cześć, czekałem na ciebie. Jestem twoim przewodnikiem.
– Was jest dwóch! Gdzie jesteśmy? Kim jesteście? Co tu robimy? Zostawcie mnie, wracam, jestem w pracy.
– Nigdzie już nie pojedziesz. Nie pamiętasz? Przejazd. Lokomotywa. Wyginające się blachy. Huk. Tryskająca krew.
– Tak, wypadek. I co?
– Zginąłeś na miejscu.
– Przecież żyję!
– Gdybyś żył, to byś się tu nie znalazł.
– To gdzie jesteśmy? W niebie?
– W drodze do nieba. Tu jest Miejsce Ostatecznego Wyboru. Przed tobą Lustro Ostatecznego wyboru.
– W tym lustrze wybierasz to, co ci się podoba. To co chcesz dla siebie.
I w tym momencie usłyszał jednocześnie:
– Z lewej jest niebo.
– Z prawej jest niebo.
Obie wypowiedzi zlały się w jedno, jednak treść dotarła.
Następnie usłyszał podobne wyjaśnienia i ostrzeżenie. I tak jak poprzednik najpierw skierował się w przyjemny, dający poczucie bezpieczeństwa mrok. Także jemu ukazała się scena z przeszłości. Dokładnie ta sama scena z knajpy. Siedział przy stole rozbawiony. W pierwszej chwili udzielił mu się nastrój. Ale przypomniał sobie późniejszy ból głowy, wyrzuty żony, której znów nie rozniósł wypłaty. Nie potrafił się rozkoszować chwilą zabawy. Rzekł szybko.
– A gdzie to drugie niebo?
I poszli ku światłu. Jeden z towarzyszy wyraźnie niezadowolony:
– Tak się dobrze bawiłeś. Jak zostaniesz, to dam ci złotą kartę kredytową. Bez limitu. Będziesz mógł pić, bawić się i dla żony starczy.
– Najpierw zobacz jak jest z prawej strony!
Ta sama scena. Ogarnął go wstyd. I żal. Pomyślał: Kurczę, gdybym zdawał sobie stawę z konsekwencji, to nie dałbym się namówić na pijaństwo.
– Możesz to zrobić. Jeszcze się nie uwaliłeś. Możesz jeszcze wyjść i wrócić do domu.
Wstał od stołu. Ktoś spytał: Gdzie idziesz? (Przez myśl mu przemknęło, że powinien spytać: Dokąd idziesz?) Odpowiedział, że do domu. Niestety, przytrzymali go. Nalali kielicha. Tłumaczyli, że nie może, ze się obrażą, że nie będzie miał życia. Usiadł. Ale gdy zajęli się innymi sprawami mruknął, że idzie do kibla. I poszedł tam, ale już do stołu nie wrócił. Taksówka pojechał do domu. A w domu ukląkł przed żoną i córką i przysiągł, że już więcej nie pójdzie po wypłacie do knajpy. I obiecał, że zabiera obie w najbliższą niedzielę na wycieczkę za miasto.
Wybrał drogę w prawo. Ku światłu. A tak zobaczył kolejne swoje winy. I za skruchą i żalem starał się zmieniać historię swojego życia. Wiedział, że przeszłości nie zmieni. Ale bardzo żałował swoich błędów. I czuł, jak staje się coraz lżejszy, spokojniejszy. I czuł, jak zbliża się miłość.

– A teraz wracaj.
– Dokąd?

Powrót

Quare odzyskał przytomność w szpitalu. Ktoś dotykał czoła czymś zimnym i Mówił:
– Niech się obudzi!
– Otwórz oczy!

I od tego zdarzenia jego życie się odmieniło. Zrozumiał, co to znaczy metanoja. I dziękował Panu, za to doświadczenie. A całe swoje cierpienie ofiarował Boga w intencji wszystkich błądzących.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.