Uncategorized

Adwent – II niedziela

W dalszym ciągu oczekujemy. Ale jest coraz bliżej. Ostateczne przyjście Pana. Jak też pierwsze.

Czy w tym oczekiwaniu zauważamy te kolejne przyjścia Jezusa? Bo On do nas wciąż przychodzi. Puka do naszych drzwi. Czy słyszymy pukanie? Czy otwieramy Mu drzwi d nas samych?

Czy zauważamy Jego posłańców? Tych, którzy nawołują do przygotowania się na Jego przyjście.

Wydaje mi się, że wielu z nas wydaje się, że to nas nie dotyczy. Bardziej myślimy o świętach. Sprzątaniu. Kupowaniu prezentów i wiktuałów. No i dobrze. Trzeba zrobić porządki. Ale najpierw wewnętrzne. Najpierw uporządkować nasz stosunek do Boga. Potem do ludzi i nas samych.

Jan Chrzciciel nawoływał, aby prostować ścieżki dla Jezusa. Ścieżki do nas samych. Aby łatwiej i szybciej do nas trafiał. Abyśmy potrafili Go godnie przyjąć. W wysprzątanym wnętrzu naszego jestestwa.

Ale to nie wszystko. Bóg Ojciec powołał Jana. 2000 lat temu. Ale też powołuje nas. Nas teraz. Tak jak każdego człowieka kochającego z każdego pokolenia. Naszym zadaniem jest nawoływanie do prostowania ścieżek dla Boga. A mamy to robić zaczynając od siebie. Dając przykład. Może nie tak skrajnie jak Jan, który prowadził wyjątkowo ascetyczny tryb życia. A my nie jesteśmy nazirejczykami. Poza tym, taki tryb życia wywoływałby sprzeciw ludzi, z którymi mamy do czynienia. Szczególnie w czasach, gdy polskie media podzieliły się na dwie grupy nawzajem szczujące na siebie ludzi. Gdy ludzie z mózgami wypranymi przez propagandę powtarzają to, czym zatruwają ich mass media. A one, oprócz nienawiści do inaczej myślących, krzyczą: kupuj, kupuj więcej, kupuj drożej.

Smutny świat. Jak w nim prostować ścieżki, skoro cały czas trzeba lawirować między nienawiścią, zakupoholizmem i wygodnictwem. A także pracoholizmem. Brak czasu. Dla siebie, dla innych. Także dla Boga. Jak prostować dla Niego ścieżki, skoro brak czasu, aby przystanąć i westchnąć do Niego.

Wydaje się, że cały świat stacza się jaku kula śnieżna ze stromego zbocza. Pędzi coraz szybciej. Wielu z nas zdaje sobie sprawę, przeczuwa, że to musi się skończyć katastrofą. Ale pocieszamy się, że nie doczekamy tego. Nic z tego, to może być już dziś. Przestrzega Łk 10.20. Ale też tragiczne przepowiednie. Dni ciemności, kataklizmy.

Zastanawiają mnie te dni ciemności. Czy one już nie trwają? Jak wiele osób nie widzi światła. A gdy zobaczy odwraca wzrok. Albo stara się zgasić źródło światła. Coraz mniej osób praktykuje. Coraz więcej ogłasza apostazję. Czy nie świadczy to o przeżywani przez nich ciemności.

A my? Być może, wcale nie jesteśmy w lepszej sytuacji. Może też toniemy w ciemności. Ino tego nie zauważamy. Nie rozpoznajemy światła Bożego. I idziemy za złudnym blaskiem materialnego świata.

No cóż. Każdy jest w jakimś stopniu rozdarty. Nie ma ideałów. Brakuje świętych. My, którzy uważamy się za wierzących (czy takowymi jesteśmy dowiemy się na Sądzie) jesteśmy rozdarci między duchem a materią. Miotamy się. Niewielu z nas jest w stanie iść prostą bezkompromisowa drogą do Boga. Niewielu z nas potrafi dobrze rozpoznawać głoś Boga. Jego wolę. Nie raz przypisując własną wolę, Jego woli. Bo tak wygodniej. Bo tak jesteśmy zapatrzeni w samych siebie.

Trudny jest świat. Teraz, kiedyś. Zawsze. Musimy wybierać. I musimy decydować, po której stronie jesteśmy. Czy głównym celem będzie wygoda doczesna, czy szczęście wieczne. Nie można dwóm panom służyć. Łk 16.13 Żaden sługa nie może dwom panom służyć. Gdyż albo jednego będzie nienawidził, a drugiego miłował; albo z tamtym będzie trzymał, a tym wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie».

Zapalam kolejną świeczkę. Drugą. Nikt nie wie, czy nie ostatnią.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.