Droga Krzyżowa

Pan Jezus upada pod krzyżem po raz pierwszy – Stacja III

Wycieńczony torturami. Osłabiony upływem krwi. Głodny. Spragniony – kilkanaście godzin bez kropli wody. Każdy ruch to ból. Odrywające się świeże strupy. Niepewny krok. Wyślizgane i nierówne kamienie drogi. Żołnierze szarpiący za sznury. Nienawistny tłum obrzucający kamieniami, ogryzkami, przekleństwami. A w tym tłumie my. Stoimy wśród gawiedzi. I jak się zachowujemy? Czy tak, jak w trakcie Drogi Krzyżowej odprawianej w kościele? Jaki jest nasz, mój, twój, stosunek do Jezusa? Ano taki, jaki jest Twój stosunek do bliźniego. Cokolwiek uczyniłeś jednemu z najmniejszych … Przypomnij sobie, co uczyniłeś. Gdy przechodził On w nietrzeźwym człowieku przez ruchliwą jezdnię. Gdy niesforne dziecko rzuciło w Ciebie talerzem z zupką. Gdy ktoś potrącił Cię na ulicy. Nadepnął na odcisk. Powiedział złe słowo.

Oburzasz się? Poniekąd słusznie, bo On złego słowa nie powiedział. Nigdy na Ciebie nie napadł. Niczego złego nie zrobił. Ale przypomnij sobie słowa. Że to co uczyniłeś jednemu z maluczkich … Co uczyniłeś nie w odpowiedzi na jego zachowanie, le bez względu na czyjeś zachowanie.

Jezus nie warunkuje. W dzisiejszej Ewangelii przypomina, że spuszcza deszcz na każdego. Dobrych i złych. Wysokich i niskich.

Widzisz Go ledwie idącego, uginającego się pod krzyżem. Widzisz Go teraz. A jak widzisz Go wtedy? Wśród wściekłego tłumu? Odważasz się wbrew tłumowi Mu pomóc? Czy raczej podstawiasz Mu nogę, ku uciesze zgromadzonej gawiedzi? Albo chwiejącego się ostatkiem sił popychasz? Upada. Jakie to śmieszne. Czy śmiejesz się wraz z tłumem? Czy starcza Ci odwagi, aby zachować się inaczej?

Myślisz, że bredzę. Może. Mam nadzieję, że nie zachowujesz się jak reszta podburzonej tłuszczy. Ale, gdyby tak lepiej poszukać we własnym sumieniu? To co tam znajdziemy? Samo to, że stoisz wśród nich stwarza wrażenie, że też jesteś wrogo nastawiony. Masz do kogoś żal i starasz się odegrać? Jeśli tak, to właśnie Ty podstawiłeś Mu nogę, czyniąc coś na szkodę bliźniego. Może obmawiając, albo donosząc? A może po cwaniacku wepchnąłeś się bez kolejki do lekarza, popychając Jezusa tak, że się przewrócił? Może zdenerwowany czymś zraniłeś kogoś słowem, tak, że nagły ból spowodował utratę równowagi Jezusa? Można mnożyć przykłady. Wymyślam je. Zamiast opisać to, w jaki sposób spowodowałem Jego upadek. Im dłużej piszę, im bardziej analizuję, dostrzegam coraz więcej sytuacji, których się wstydzę. Sytuacji z ostatnich dni, a także sprzed wielu lat.

Teraz rozważając Drogę Krzyżową mam świadomość, że upadam wraz Nim. Ale inaczej. Bo On upada przez mnie. A ja upadając potrącam Go. Może nawet świadomie, bo mniej bolesny jest upadek na kogoś, niż na kamienny bruk. Może odrzuciłem swój ból lub zagrożenie bólem, na kogoś innego. To też jest spowodowanie upadku. Teraz żałuję. Wspomnienia różnych czynów stale wracają. Ale czy to pomoże Jezusowi? To już się stało. A On musi iść dalej. Ja też muszę. Ale czy będę w stanie iść tak, aby już Go nie potrącić, nie popchnąć? Czy będę potrafił już nigdy nie podstawiać Mu nogi? Wciąż postanawiam. Wciąż obiecuję. I wciąż upadam pociągając Go za sobą. Sprawiam Mu ból. I czynię to ze świadomością, że On mnie kocha. Że on doskonale wie, jak jestem niewdzięczny. Już w Ogrójcu widział zło uczynione przeze mnie. A jednak wypełnił wolę Ojca.

Rozważając zastanawiam się, jak zmienić moje życie. Jak wykluczyć z niego całe zło, jakie mogę wyrządzić bliźniemu. Temu, który jest mi bliski i temu, którego wolę omijać szerokim łukiem. A może temu omijanemu zależy na tym, aby podszedł i pomógł? Może on chce mojego dobra, ale ja nie potrafię tego dostrzec? I przez ten mój brak empatii dzieje się mu krzywda. A gdy on, ten ktoś jest krzywdzony, to krzywdzę Boga. Przez takie wrogie nastawienie powoduję, że Jezus upada. Upada potykając się o moje grzechy. O moje złe słowa. Niegodne czyny. Grzeszne myśli. Potyka się o moje zaniedbania.

To ja jestem sprawcą tego, że Jezus się przewrócił. Że dodatkowo cierpiał. Mam tego świadomość. Ale brak mi sił, by wyjść z siebie i zacząć nowe życie. A Ty Jezu musiałeś mieć siłę, by wstać. Podnieść moje brzemię. Dla mojego zbawienia wziąłeś moje winy. Aby je zwyciężyć.

Panie, wszystko w Twoich rękach. Tylko Ty możesz dać mi siłę. Ja chcę. Proszę. Błagam. Ale bez Twojej łaski nie jestem w stanie Ci ulżyć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.